Cuda na polskich stacjach paliw. Jest tanio, a za chwile będzie... jeszcze taniej?

Ceny paliw drożeją wszędzie poza Polską. Na naszym rynku dzieją się istne cuda: ceny spadają i spadać będą. To ważne nie tylko dla kierowców, bo tańsze paliwa oznaczają niższą inflację. Skąd akurat w naszym kraju takie zjawisko? Wyjaśnia w "Codziennym Podkaście Gospodarczym" Wojciech Kowalik.
Zobacz wideo

Gdy na rynkach drożeje ropa - świat wstrzymuje oddech. Gdy ropa drożeje z powodu układu dwóch naftowych mocarstw - świat zaczyna się bać. Gdy jedno z nich jest agresorem w wywołanej przez siebie wojnie i dochody z wydobycia to kwestia gospodarczego przetrwania - sprawa jest kosmicznie trudna. Gdy w tym samym czasie, w pewnym kraju w samym centrum Europy, paliwa tanieją tak szybko, jak drożeją wszędzie indziej, warto się zastanowić, o co w tym wszystkim chodzi i co będzie dalej.

W ciągu dwóch letnich miesięcy z niecałych 70 dolarów za baryłkę ropa podrożała do 90 dolarów, czyli niemal o jedną czwartą. Eksperci przewidują, że do końca roku surowiec może podrożeć do ponad 100 dolarów. Kto stoi za wzrostem cen i ograniczeniem wydobycia?

To Rosja, dla której wpływy z surowców są najważniejszą częścią dochodów - pozwalają utrzymać całe państwo, w tym okupującą Ukrainę armię. Moskwa chce zarabiać więcej, więc popiera cięcia wydobycia, które sama wprowadziła. Nielogiczne? Niekoniecznie. Bo im mniej towaru na rynku i im więcej na niego chętnych, tym wyższe ceny i wyższy zysk handlującego.

By jednak wysokie ceny utrzymać, trzeba mieć sojuszników - innych producentów ropy naftowej. W tym przypadku sojusznikiem okazała się być Arabia Saudyjska, czyli drugi po Rosji największy eksporter surowca.

Arabia otwartej wojny nie prowadzi, ale chce mieć zrównoważony budżet, w którym państwo zarabia tyle, ile wydaje i nie musi pożyczać. By tak się stało, ropa musi kosztować na rynku co najmniej 81 dolarów za baryłkę. Z tego powodu Arabia utrzymuje cięcia wydobycia i zaciera ręce, obserwując naftową drożyznę. Do tego wszystkiego dochodzi katastrofalna powódź w Libii - kraju ze ścisłej naftowej czołówki. To właśnie stamtąd pochodzi największa część surowca w Europie.

Powódź będzie więc oznaczać konieczność kupowania surowca gdzie indziej, po jeszcze wyższych cenach, a przecież na europejskich stacjach już tanio nie jest. Ceny wzrosły o 40 procent w hurcie. W detalu - czyli na stacjach benzynowych - miejscami jeszcze bardziej. Prognozy są złe. Zwłaszcza, gdy chodzi o olej napędowy. Europie brakuje surowca do przetwarzania go w paliwo. Brakuje też mocy przerobowych, bo jeszcze rok temu gotowy olej dostarczała Rosja. Ale od początku roku obowiązuje zakaz, więc diesel musi płynąć z daleka. Jest i będzie coraz droższy, ale nie w Polsce. Na polskim rynku paliwowym dzieją się bowiem... prawdziwe cuda.

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Polskie cuda

W ubiegłym tygodniu cena benzyny spadła aż o 27 groszy za litr. To największy tygodniowy spadek od 12 miesięcy. Tak tanio jak teraz ostatnio było rok temu. A będzie jeszcze taniej. Bo największy dostawca gotowych paliw do stacji benzynowych - państwowy Orlen - znów obniżył cenę hurtową i sprzedaje teraz swoje paliwa taniej niż przed wybuchem wojny w Ukrainie.

Taniej jest w hurcie, taniej też na stacjach. Za diesla trzeba dzisiaj płacić ponad złotówkę mniej niż we wrześniu 2022 roku. Dlaczego to ważne nie tylko dla właścicieli tak zwanych "ropniaków"? Bo paliwa stanowią dużą część statystycznego "koszyka inflacyjnego". Gdy ich ceny mocno spadają, spada inflacja. We wrześniu prawdopodobnie poniżej symbolicznego poziomu 10 procent. Spadek inflacji jest argumentem za obniżką stóp procentowych, co też ostatnio Rada Polityki Pieniężnej uczyniła.

Te cuda na polskich stacjach już dwa tygodnie temu dotarły do amerykańskich analityków. Wskazywali oni, że gdy w Czechach i na Węgrzech drożejące paliwa podniosą inflację, w Polsce nic takiego się nie stanie. I byłaby to dobra wiadomość, gdyby nie jeden fakt. Tak niskich cen - o jedną piątą niższych niż w pozostałej części Europy - długo utrzymać się nie da. Nawet narodowemu czempionowi starczy "pary" prawdopodobnie tylko do 15 października.

TOK FM PREMIUM