"Ktoś może popełnić samobójstwo". Przemoc i wyzwiska u rzecznika przedsiębiorców bez reakcji. "Chcą samosądu, jak na Lisie"
- Pamiętam to dokładnie. To był 22 marca 2022 roku, godzina 10:53 - im dłużej Katarzyna (imię zmienione) opowiada, tym bardziej trzęsą się jej ręce. Kilka razy przeprasza za swój stan. Mówi, że kręci się jej w głowie, że jest jej słabo, ale nie przestaje relacjonować. - Jeśli nic się nie zmieni, w końcu ktoś może popełnić samobójstwo. Nie wybaczyłabym sobie, że nic nie zrobiłam - głos byłej urzędniczki drży.
22 marca 2022 roku Marek Woch, wówczas dyrektor generalny w biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, wszedł do pokoju, w którym pracowała. Stanowczo wyprosił siedzących tam dwóch prawników. Została tylko Katarzyna, żadnych świadków. - Nie podniosłam nawet wzroku. Wpatrywałam się w monitor ze strachu. Wiedziałam, że coś się będzie działo - mówi kobieta. Zaczęły się pretensje, krzyki i przekleństwa. Woch podszedł do biurka Katarzyny, chwycił jej telefon. - Co ty mnie, k..wa, nagrywasz? - zaczął krzyczeć. Kobieta chciała odzyskać telefon. Wstała, a dyrektor zaczął ją szarpać, nie przestawał krzyczeć. Przerażona wybiegła na korytarz i skierowała się w stronę gabinetu szefa urzędu. Wtedy, jak wspomina, Woch pobladł, momentalnie zmienił ton. Błagalnie wołał za nią: "Kasiu, zaczekaj! Porozmawiajmy!".
Zapłakana kobieta dobiegła do sekretariatu, Marek Woch poszedł za nią. Rzecznika nie było akurat w biurze, a sekretarka uciekła. Jednak przynajmniej kilka osób słyszało wówczas, jak Katarzyna zanosiła się płaczem i podniesionym głosem pytała Wocha, dlaczego cały czas ją gnoi. Nikt nie zareagował.
Tego samego dnia Katarzyna złożyła oficjalną pisemną skargę, w której informowała rzecznika o tym, co się stało. Napisała, że od roku Marek Woch zastrasza ją i gnębi. Prosiła o pomoc, o reakcję. Kilka godzin później rzecznik Adam Abramowicz zaprosił ją na spotkanie. Katarzyna szybko zrozumiała, że ani reakcji, ani pomocy nie będzie. Abramowicz stwierdził, że popełniła błąd, bo skoro nękanie trwa od roku, to mogła przyjść wcześniej. Potem zaczął ją namawiać, by skargę wycofała.
- Przyszłaś do mnie, mówisz, że złożyłaś pismo i będziesz podejmowała jakieś działania. Podejmuj, powodzenia - mówił Abramowicz. - Przyszłaś i grozisz jakimiś kwitami - dodawał. - Zaczęłaś nie od tej strony. Nie dałaś mi szans na rozwiązanie problemu. Na drodze formalnej da się to rozwiązać, tylko nie będzie to rozwiązanie, które ciebie będzie satysfakcjonowało - stwierdził. Kobieta zapytała więc, czy ma wycofać pismo, by ktoś zajął się sprawą. - No, a co?! Dasz wtedy mi szansę do działania - odpowiedział Adam Abramowicz. Katarzyna wycofała skargę, ale do tego, co wydarzyło się 22 marca 2022 roku, nikt nie wrócił.
"Straciłam czucie w nogach"
Katarzyna twierdzi, że zastraszana, nękana i mobbingowana była przez wiele miesięcy. Przestała o siebie dbać, co rano budził ją strach. Pojawiły się stany lękowe. Opowiada, jak Woch traktował ją przy innych. - Śmiał się z mojej wagi. Raz zapytał: "co ty się, k...wa, tak na mnie gapisz?". Potem zaczął opowiadać jakiś kawał o Jasiu i świni. Siedziałam ja i kilka osób, i słuchałam dalej, a on mówi, że ja mu ten kawał przypominam. Zaczął się śmiać. Popłakałam się, jakby mi się kurki w oczach otworzyły. Wybiegłam stamtąd - opowiada Katarzyna i dodaje, że wróciła tam wtedy tylko po to, by powiedzieć, że nie będzie brała udziału w tym spotkaniu. Woch obracał to w żart i dziwił się, że jest tak wrażliwa. - Potem, gdy zostaliśmy sami, strzelił godzinną przemowę, strasząc, że mi może umowy nie przedłużyć - opowiada. Pracownicy urzędu potwierdzają, że Woch o Katarzynie mówił: "ta gruba".
Pewnego dnia coś w niej pękło. Przed wyjściem do pracy usiadła na łóżku i straciła czucie w nogach. - Rozpłakałam się i nie byłam w stanie wstać. Myśl o tym, że mam tam pójść, że mam go spotkać, paraliżowała mnie. Nie poszłam. Praktycznie nie wyszłam z domu przez trzy miesiące. Nie byłam w stanie - wspomina Katarzyna, która wtedy wiedziała już, że musi szukać pomocy u specjalisty. Po kilku miesiącach odeszła z urzędu i znalazła nową pracę, ale strach wciąż w niej siedzi. Jest pod opieką psychiatry, próbuje odzyskać dawne życie.
O sprawie Marka Wocha napisał już dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej" Paweł Kubicki, który powołał się na relacje siedmiu osób. Wszystkie jego ustalenia potwierdzają się w opowieściach moich rozmówców. Mówią: Woch ich gnębił, kazał pracować po godzinach, nie wypłacał za to ani złotówki, normą były telefony w trakcie urlopów, wiadomości wysyłane w święta, niedziele, późno w nocy.
Akcja i brak reakcji
Z opowieści samej tylko Katarzyny wynika, że o sytuacji w urzędzie był informowany jego szef i jednocześnie bezpośredni przełożony Marka Wocha. Jest nim Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, który zarządza całą podległą premierowi instytucją. Od 2018 roku funkcję tę pełni Adam Abramowicz powołany na sześcioletnią kadencję przez Mateusza Morawieckiego.
Ale skarga Katarzyny nie była pierwszą, która trafiła na biurko rzecznika. Informacje o postępowaniu Marka Wocha wobec podwładnych znalazły się w piśmie z połowy 2020 roku, które dotarło bezpośrednio na adres mailowy Abramowicza. Były dziś urzędnik skarżył się w nim na fatalne traktowanie i zastraszanie. "Boję się tego człowieka" - pisał. Zwracał uwagę, że w urzędzie cierpi nie tylko on. Pytałem pracowników, czy była jakaś reakcja, czy np. wszczęto procedurę antymobbingową. Nikt z osób, z którymi rozmawiałem, nie dostrzegł jakiejkolwiek próby wyjaśnienia sprawy - poza przeniesieniem skarżącego się pracownika na inne stanowisko. Na pewno też nie wszczęto procedury antymobbingowej.
Kolejne pismo, do którego dotarłem, pochodzi ze stycznia 2021 roku. To skarga, w której jeden z byłych pracowników pisał o łamaniu praw pracowniczych, zastraszaniu, dyskryminacji. I znów: mijały miesiące, a rzecznik milczał. Pracownik oficjalnie ponaglał więc rzecznika i prosił o zajęcie się sprawą. W końcu otrzymał odpowiedź, w której rzecznik stwierdził, że nic złego się nie stało. "Po przeprowadzeniu rozmów wyjaśniających nie zostały potwierdzone okoliczności, o których Pan wspominał ww. wystąpieniach" - odpisał Abramowicz. Sprawdziliśmy więc te informacje. Osoba składająca skargę wskazała dwóch świadków, którzy mieli potwierdzić opisane sytuacje. Jeden z nich przyznał mi, że nikt z urzędu z nim na ten temat nie rozmawiał.
Katarzyna swoją skargę złożyła 22 marca 2022 roku i, jak twierdzi, pod wpływem rzecznika tego samego dnia ją wycofała. Jednak w urzędowym obiegu pismo zdążyło zaistnieć - zostało zarejestrowane w urzędzie, dostało numer, więc nie da się udawać, że nigdy go nie było. Nie było za to żadnej formalnej reakcji.
Z materiałów i relacji, do których dotarłem, wynika, że poza opisanymi powyżej skargami przynajmniej cztery kolejne osoby informowały rzecznika o horrorze, jaki przeżywają w pracy. W żadnym z tych przypadków nie doczekali się reakcji.
- Poszedłem do rzecznika, bo wierzyłem, że on mi pomoże. Gdy powiedziałam, że Woch stosuje mobbing, usłyszałem, że ja nie mam pojęcia, co to jest mobbing - mówi pracownik, który wyszedł z gabinetu z przekonaniem, że właśnie usłyszał groźbę. Zrozumiał, że nie ma już do kogo się zgłosić.
PIP kontroluje, dyrektor awansuje
Tymczasem 18 stycznia ogłoszono, że Marek Woch awansował. Został Zastępcą Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, o co wnioskował sam Adam Abramowicz. Nominację wręczył Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii.
Awansowi Wocha nie przeszkodził fakt, że skargi na jego zachowanie pozostawieni sami sobie pracownicy wysłali do wielu instytucji: Najwyższej Izby Kontroli, Urzędu Ochrony Danych Osobowych, a przede wszystkim do Państwowej Inspekcji Pracy.
Jako pierwsza w kwietniu 2022 roku o sprawie dowiedziała się właśnie PIP. Kolejne skargi wpływały do Inspekcji regularnie. Nam udało się dotrzeć do trzech pism, we wszystkich przewijają się zarzuty dotyczące niedopełniania obowiązków wobec pracowników, nękania, opisy krzyków, wulgaryzmów. Jedna z urzędniczek podaje, że pracowała bez podpisanej umowy o pracę. - Mimo to miałam dostęp do wszystkich informacji - relacjonuje. Okręgowy Inspektorat w Warszawie zastrzegł, że do czasu zakończenia działań nie może potwierdzić, ile w sumie dostał takich skarg.
Co ważne, Państwowa Inspekcja Pracy nie ma kompetencji, by stwierdzić, że dochodziło lub nie dochodziło do mobbingu. Bada jedynie, czy pracodawca wywiązuje się z obowiązku przeciwdziałania mobbingowi, np. czy są procedury antymobbingowe i czy zostały wdrożone w sytuacji tego wymagającej. Dlatego nawet zakończenie kontroli PIP nie wyjaśni więc, czy w urzędzie dochodziło do mobbingu. Dodajmy, że żaden z naszych rozmówców nie został przesłuchany, a inspektorzy dopiero w tym tygodniu wysłali ankiety na temat sytuacji w biurze.
Abramowicz: Chcą samosądu, jak na Tomaszu Lisie
Po tekście "DGP" opisującym praktyki Marka Wocha na stronach instytucji pojawił się niepodpisany komunikat. Już w pierwszym punkcie pojawia się stwierdzenie: "Do Biura RMSP nigdy nie złożono żadnego zgłoszenia o mobbing". Napisałem więc do Marka Wocha z prośbą o spotkanie. Nie zgodził się, odesłał mnie do biura prasowego. Tam zaproponowano rozmowę, ale z rzecznikiem Adamem Abramowiczem.
Ten od początku rozmowy zapewnia, że w biurze istnieje procedura antymobbingowa, ale nigdy jej nie uruchamiał, bo nie widział powodu. To, co do niego docierało, w jego opinii nie było zgłoszeniem mobbingu.
Posłuchaj całej, niemontowanej rozmowy z rzecznikiem Adamem Abramowiczem (Uwaga, w czasie rozmowy padają wulgaryzmy):
Rzeczywiście, w żadnym z pism, które trafiły do rzecznika, a do których udało mi się dotrzeć, nie pojawia się sformułowanie "skarga na mobbing" czy "zgłoszenie mobbingu". Ale choćby pismo Katarzyny, które rzecznik widział, zawiera taki fragment:
"Zachowanie Pana Dyrektora jest skandaliczne. Naruszył moje dobra osobiste oraz nietykalność cielesną. Zachowanie Pana Wocha jest kontynuacją świadomego, uporczywego i długotrwałego nękania i zastraszania, które ma miejsce w Biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców od roku, a które wywołuje moją zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, a także ma na celu poniżenie i ośmieszenie mojej osoby jako pracownika".
Definicja mobbingu zapisana w Kodeksie pracy mówi, że mobbing oznacza "działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników". Trudno więc nie zauważyć, że Katarzyna - nie używając słowa mobbing - zgłosiła właśnie mobbing w miejscu pracy.
Sam rzecznik ma problem z określeniem, ile skarg dotyczących sytuacji w urzędzie do niego wpłynęło. Najpierw mówi, że cztery, w tym trzy na Marka Wocha. Potem jednak wspomina ogólnie o trzech, a w trakcie rozmowy przyznaje, że kilka osób sygnalizowało mu problem ustnie. Pracownicy, z którymi rozmawiałem, podkreślali, że w pewnym momencie już nie chodzili na skargę, bo wiedzieli, że reakcji nie będzie.
Rzecznik zapewnia, że za każdym razem przeprowadzał z Wochem rozmowę, upominając go i apelując "o odpowiednie zachowania". Twierdzi też, że każdorazowo szukał rozwiązania. - Zawsze proponowałem, że jeśli ktoś się źle czuje w jakimś dziale, na tych samych warunkach finansowych może się przenieść do innego działu. Tam jest zupełnie inny kierownik. Te osoby, które teraz twierdzą, że były mobbingowane, też otrzymały takie propozycje - stwierdza.
- Można sobie dopuścić sytuację, że będziemy dokonywali samosądów czy decyzji na podstawie czyjegoś zgłoszenia, które nie jest udokumentowane. Oczywiście mam obowiązek przeprowadzić procedurę i gdyby się takie zgłoszenie pojawiło, to bym musiał ją przeprowadzić, ale też bez żadnych skutków. Bo jakich? I tak, żeby uzyskać swoje prawa, musiałby pracownik pójść do sądu - mówi Abramowicz, a jego słowa można czytać jako przyznanie, że procedura antymobbingowa jako taka jest bezcelowa. No chyba że udowodni się komuś coś bezsprzecznie.
Abramowicz porównuje sytuację w swoim urzędzie do sprawy Tomasza Lisa, który - jego zdaniem - został publicznie zlinczowany pomówieniami o mobbing. Na jakiej podstawie tak twierdzi? Na podstawie twitterowego wpisu… Tomasza Lisa, w którym ten zaznaczył, że skrzywdzono go, ale po chrześcijańsku wszystkim przebacza. - Został zmaltretowany przez część opinii publicznej, bo niektórzy się bardzo garną do samosądu i takich osądów - stwierdza rzecznik.
"Przecież reaguję"
Kilka razy w trakcie naszej rozmowy pytałem Adama Abramowicza, czy nie uważa, że skargi od takiego grona osób są podstawą do reakcji szefa, do podjęcia kroków wyjaśniających sytuację. Odpowiadał, że on przecież reaguje. - Współpracuję z Państwową Inspekcją Pracy - odpowiada Abramowicz. Sprawdziliśmy i to. Dotarłem do pism Okręgowego Inspektoratu PIP, z których jasno wynika, że procedura się przedłuża. Powód: "Napotykane trudności w czasie podejmowania czynności kontrolnych".
Powodem do reakcji nie był dla Adama Abramowicza również tekst w "Dzienniku Gazecie Prawnej". Wręcz przeciwnie - z moich rozmów z pracownikami urzędu wynika, że po publikacji dało się wyczuć atmosferę zastraszania pracowników, co do których podejrzewano, że są w kontakcie z mediami. W swoim oświadczeniu biuro rzecznika pisze, że mogło dojść do staffingu, czyli - w uproszczeniu - mobbingu wymierzonego w przełożonego. W skrócie: to Marek Woch czuje się w tej sytuacji pokrzywdzony.
Wina pracowników?
We wspomnianym już oświadczeniu, które pojawiło się na stronie RMSP po publikacji "DGP", w punkcie 6 czytamy: "W tej chwili w Biurze RMSP trwa wewnętrzny audyt. Wstępne wnioski wskazują na możliwość popełnienia przestępstwa wyrządzenia szkody o dużej wartości przez pracowników, którzy w ostatnim czasie złożyli wypowiedzenie z pracy".
W urzędzie pracuje kilkadziesiąt osób, więc każdy spośród urzędników jest w stanie bez problemu wskazać, kim są wspomniani tu pracownicy. A jako że zarzuty są poważne, zapytałem Adama Abramowicza, czy owa możliwość popełnienia przestępstwa została gdzieś zgłoszona.
- Ja jestem człowiekiem koncyliacyjnym. Staram się te rzeczy godzić, najpierw polubownie, a dopiero jak już nie ma wyjścia, to używać pewnych organów. Spróbowaliśmy odzyskać te pieniądze - odpowiada rzecznik. I sugeruje, że skoro nie będzie strat, to nie będzie też sensu zgłaszania sprawy. Po co więc ta informacja pojawiła się w oświadczeniu na stronie? Tu jasna odpowiedź nie pada. Na pytanie o formalne zlecenie audytu, o którym mowa, rzecznik, już wyraźnie zirytowany, odpowiada, że takich dokumentów nie ma, że to zwykła sprawdzająca procedura, do której jest zobowiązany dyrektor. Dyrektorem jest w tym przypadku Marek Woch.
Tekst w "DGP" wspomina o nagraniach, których dokonywało wielu pracowników. Robili to ze strachu, ale też dla własnego bezpieczeństwa. Są ich dziesiątki. Większość obrazuje sposób komunikowania Marka Wocha. W czasie jednego tylko dwuminutowego nagrania naliczyłem 42 przekleństwa. A była to w miarę spokojna rozmowa z pracownikiem.
Zapytałem Adama Abramowicza, co by zrobił, gdyby jego podwładny zwracał się do swoich pracowników w ten sposób: "on jest k...wa nienormalny", "zobacz, jak działa mózg je…y". - Przeprowadziłbym z tym pracownikiem rozmowę, że trzeba się porozumiewać w sposób kulturalny - odpowiada Abramowicz.
PS.
Kilka osób, z którymi przez ostatnie dwa miesiące rozmawiałem, przygotowując ten materiał, zgodziło się podać swoje personalia. Idąc za radą prawników, zrezygnowaliśmy z tego. Z ich doświadczeń wynika, że sygnaliści, ofiary mobbingu, są w Polsce mocno stygmatyzowane.
-
Marcin W. w rękach policji. Jest podejrzany o zabójstwo dwóch osób
-
"Drastyczne" rekolekcje w Toruniu. "Żadna fundacja tego nie zrobiła, a w kościele dzieci to widziały"
-
Paweł Śpiewak nie żyje. Znany socjolog miał 71 lat. "Postać wieloformatowa"
-
Zapadł drugi wyrok w sprawie znanego aktora Jerzego S.
-
PiS szykuje podwyżkę 500 plus? Ekspertka policzyła. "To i tak nie pokryje inflacji"
- Papież Franciszek nadal w szpitalu. Watykan podał, kto odprawi mszę w Niedzielę Palmową
- Konfederacja, elektromobilność i "Krok niewystarczający, żeby wygrać wybory", czyli Trzaskowski zamiast Tuska
- Daniel Obajtek wybrany na nową kadencję. Szefem Orlenu ma być przez kolejne 3 lata
- "Wielki dzień hańby dla MKOI". Czy Polska powinna zbojkotować igrzyska olimpijskie w Paryżu?
- Niekompletne granice związku. Kirgistan i Tadżykistan