"Wizyta Putina w Mariupolu to teatrzyk". Ekspertka o "wiosce putinowskiej"

Władimir Putin odwiedził okupowany Mariupol. - Zarówno ta wizyta, jak i odwiedziny Krymu były policzone na odbiorcę wewnętrznego i częściowo na to, żeby pokazać światu, że to "mój teren, ja na nim rządzę i możecie za mną wysyłać ile bądź nakazów aresztowania i tak się tym niespecjalnie będę przejmował" - komentowała w TOK FM Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Zobacz wideo

Od 24 lutego 2022 roku przywykliśmy, że to Wołodymyr Zełenski wyjeżdża z Kijowa, żeby jechać na front, do miast wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji. W miniony weekend Władimir Putin pokazał się na okupowanym od 2014 roku Krymie oraz w Mariupolu. Wszystko odbył się tuż po tym, jak Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania prezydenta Rosji.

Jak oceniła dr Anny Maria Dyner wizyty Putina to propaganda głównie na wewnętrzny użytek Kremla. - Jak się ogląda filmik, który jest wrzucony na stronę internetową Kremla, to jest to nagranie dla ludzi o mocnych nerwach. Dlatego, że jest to wioska putinowska, że tak się odniosę do kwestii Potiomkina i jego słynnych wiosek - mówiła w "A teraz na poważnie" w TOK FM. Chodzi więc o typową mistyfikację. Przypomnijmy, że Grigorij Potiomkin, gubernator Nowej Rosji miał zmontować kilka przenośnych "wiosek", gdzie jego przebrani za wieśniaków ludzie wznosili okrzyki na cześć carycy Katarzyny II. Miało to na celu pokazanie jak wielki sukces odniósł podczas kolonizacji tego terenu. 

Ekspertka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreśliła, że na nagraniach widać było, iż jest to "teatrzyk", a mieszkańcy "zupełnym przypadkiem" zapraszali prezydenta do siebie. - Putin tam zachowuje się jak pan i władca, samodzielnie prowadzi samochód, odwiedza ludzi. Nagle zupełnie przez przypadek czeka na niego zastawiony stół (z czego zupełnie nie korzysta), ale oczywiście wszyscy wiemy, że zawsze wszyscy trzymają gotowe kanapki na stole - na wszelki wypadek, gdyby Władimir Putin akurat zechciał do zajrzeć, przechodząc z tragarzami - ironizowała ekspertka PISM. 

Rozmówczyni Mikołaja Lizuta zwróciła także uwagę na to, że rosyjski dyktator spotkał się w Mariupolu z mieszkańcami dzielnicy Newskiej, czyli kremlowskiej "wizytówki" miasta, które w wyniku rosyjskiego ostrzału zostało zrównane z ziemią. Dzielnica oo jedyny odbudowany dotychczas fragment Mariupola.

- Gdy więc jedna kobieta tam mówiła, że to jest taki kawałeczek raju, to w zasadzie nie skłamała, bo Mariupiol wygląda strasznie. 80 proc. tego miasta zostało w zeszłym roku zrównane z ziemią. To są straty porównywalne do strat, które poniosła - jeżeli chodzi o tkankę miejską - Warszawa w czasie II wojny światowej i Powstania Warszawskiego - podkreśliła Anna Maria Dyner.

Gościni TOK FM dodała, że oczywiście rosyjska propaganda próbowała pokazać, że Rosja tu fantastycznie inwestuje, że odbudowują drogi, mosty. - Zarówno ta wizyta, jak i odwiedziny Krymu były policzone na odbiorcę wewnętrznego i częściowo na to, żeby pokazać światu, że to "mój teren, ja na nim rządzę i możecie za mną wysyłać ile bądź nakazów aresztowania i tak się tym niespecjalnie będę przejmował" - podsumowała ekspertka.

TOK FM PREMIUM