"Zmiana logiki pola walki". Jak będzie wyglądała wojna w Ukrainie w 2023 r.? Ekspert kreśli scenariusze

- Władimir Putin już powiedział o 50 tys. nowych rekrutach, którzy są w rejonie walk - analitycy Pentagonu czy innych ośrodków mówią nawet o 150 tys. - a to pozwoli mu ryglować front rosyjski. Ustawiać tych nieszczęśników na tyle gęsto, że podobnie śmiałe blitzkriegi Ukraińców, które widzieliśmy koło Charkowa czy Chersonia, nie będą już możliwe do powtórzenia - tak o scenariuszach wojny w 2023 roku mówił w TOK FM płk rez. dr Piotr Łukasiewicz.
Zobacz wideo

Od początku wojny w Ukrainie wojska rosyjskie zniszczyły ponad 700 obiektów infrastruktury krytycznej w tym kraju - poinformował wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy Jewhienij Jenin. Są to, jak wyliczył, głównie gazociągi, podstacje elektryczne i mosty. Według Jenina, łącznie w wyniku rosyjskich ataków zniszczono w Ukrainie ponad 35 tys. obiektów. Straty na pewno będą większe, bo jak na razie nic nie wskazuje na szybki koniec wojny.

O to, jak może dalej wyglądać jej przebieg pytany był w TOK FM płk rez. dr Piotr Łukasiewicz. W jego ocenie, w przyszłym roku będziemy mieli "więcej tego samego, co jest teraz". - Kampania wojskowa żadnej ze stron nie osiągnęła znaczącego przełomu, nie zadano przeciwnikowi ciosu, który by go rzucił na kolana, co pozwalałoby otworzyć perspektywę jakieś zmiany politycznej - mówił w "Poranku Radia TOK FM" analityk Polityki Insight i Collegium Civitas, a także były ambasador RP w Afganistanie i członek Konferencji Ambasadorów RP.

To oznacza, jak wskazał, że Rosjanie wciąż muszą umacniać swoje "zyski terytorialne" w czterech obwodach, które bezprawnie anektowali w mijającym roku. Tym bardziej że mają perspektywę ofensyw ukraińskich - mniejszych lub większych. 

Gość TOK FM zwrócił także uwagę na element niewidoczny jeszcze w tym roku - niewykorzystanie w pełni przewagi powietrznej przez Rosję. - Niebo ukraińskie wciąż jest niebem kontestowanym przez obie strony, a to powoduje po stronie rosyjskiej, że nie są oni w stanie razić skutecznie zestawów HIMARS, które biją na odległość do 70 km - dodał w rozmowie z Jackiem Żakowskim.

W praktyce oznacza to, jak dopowiedział, że Rosjanie bardzo sporadycznie niszczą ukraińską artylerię lufową, w tym np. armatohaubice Krab czy francuskie zestawy, które operują na odległość maksymalnie 30-40 km.  

Zdaniem eksperta, to efekt przede wszystkim trzech czynników. Rosjanie nie potrafią zgrać swoich wojsk lądowych. - Nie potrafią prowadzić czegoś, co w doktrynie amerykańskiej nazywa się operacją połączoną sił lądowych i powietrznych. Poza tym prawdopodobnie Rosjanie obawiają się ukraińskiej obrony przeciwlotniczej i tego, że nie zgromadzili odpowiedniej ilości środków powietrznych - wskazał płk rez. dr Piotr Łukasiewicz. 

Zastrzegł przy tym, że nie oszczędzają swoich samolotów na wojnę z NATO, bo "żaden realistycznie myślący generał rosyjski nie spodziewa się ataku ze strony Polski czy np. Finlandii". - To kwestia fantazji i gróźb rosyjskich - zastrzegł.

"Zmiana logiki pola walki" 

W ocenie gościa TOK FM w 2023 r. może jednak dość do zwrotu po stronie rosyjskiej, który "zmieniłyby logikę pola walki". W grę wchodzi, jak wskazał, odwrócenie kampanii i przejęcie inicjatywy przez wojska Putina. Tym bardziej że dowódcą wojsk rosyjskich w Ukrainie jest Siergiej Surowikin, który pełnił też obowiązki dowódcy wojsk lotniczych w Rosji i zapisał się operacją lądowo-powietrzną w Syrii. Nie oznacza to jednak, jak zastrzegł, sygnału do rozpoczęcia bitw powietrznych.

- Nie chodzi o to, by myśliwce na niebie biły się między sobą, ale by rosyjskie siły powietrzne były w stanie niszczyć ukraińską artylerię dalekiego zasięgu i zmieniać paradygmat wojny. Chodzi najpierw o osiągniecie przewagi powietrznej, po to, by potem móc prowadzić ofensywę lądowa w sposób bezpieczniejszy niż dotychczas - tłumaczył.

Podkreślił, że do tego być może będzie zmierzało teraz dowództwo rosyjskie, także dlatego, że ma w swoim arsenale zaawansowane drony. Te ostatnie, jak wskazał, mogą służyć nie tylko do nękania ukraińskich miast czy elektrowni, ale też zapalania radarów ukraińskich - wskazywania, gdzie znajdują się ukraińskie ośrodki obrony powietrznej. - To też dezorganizuje system obrony ukraińskiej - dopowiedział. 

"Istotny cios dla Putina"

A co będzie się działo w 2023 r. po stronie ukraińskiej? Według rozmówcy Jacka Żakowskiego, nacisk będzie położny na osiągniecie przełomu w Donbasie, w tym zdobycie małych miasteczek znajdujących się na linii frontu. Poza tym, jak wskazał, Ukraińcy mogliby myśleć o ofensywie w okolicach Melitopola.

- Byłby to istotny zysk polityczny dla nich - przerwanie mostu lądowego do wybrzeża Morza Azowskiego to istotny cios dla Putina, który nie miałby wtedy już nic. I nie mogły się już niczym pochwalić w tej wojnie. W tej chwili może się usprawiedliwiać, że zdobył obwód zaporoski i chersoński - wskazał. 

Analityk Polityki Insight podkreślił też, że Ukraińcom do przeprowadzania dużej ofensywy brakuje czołgów i lotnictwa, które dawałoby przewagę powietrzną, która pozwala też na otwarcie ofensywy lądowej na większą skalę niż do tej pory.

- A że Putin już powiedział o 50 tys. nowych rekrutach, którzy są w rejonie walk - analitycy Pentagonu czy innych ośrodków mówią nawet o 150 tys. - to pozwoli mu ryglować front rosyjski. Ustawiać tych nieszczęśników na tyle gęsto, że podobnie śmiałe blitzkriegi, które widzieliśmy koło Charkowa czy Chersonia nie będą już możliwe do powtórzenia - podkreślił ekspert. 

- Będziemy, z grubsza biorąc, w tym samym miejscu, gdzie jesteśmy teraz? - chciał też wiedzieć prowadzący.

- Wojskowo tak. Wyobrażam sobie, że będzie to sytuacja pata - odpowiedział krótko płk rez. dr Piotr Łukasiewicz.

Zastrzegł przy tym, że na wojska walczące na froncie nie wpłynie sytuacja cywili na zapleczu. - Miasta będą bombardowane, ludzie będą cierpieć, ale wytrzymają, bo nie mają innego wyjścia. Z kolei wojsko jest bytem oderwanym - ono się ogrzeje, naje, bo ma swoje racje żywnościowe. A jego morale tylko się wzmocnią: "Ojca, matkę mi bombardują faszyści rosyjscy" - skwitował w TOK FM.

TOK FM PREMIUM