Szkoła bez prac domowych. Politycy obiecują, nauczyciele stawiają ich do pionu. "Nawet część rodziców nie chce"

- Szkoła bez obowiązkowych prac domowych jest możliwa, ale to bardziej złożony problem - mówi nam dyrektorka jednej z podstawówek na warszawskim Ursynowie. Placówka próbowała znieść zadania domowe już kilka lat temu, ale nie udało się. Dlaczego? Temat wraca w kampanii, bo szkoła bez prac domowych spodobała się też politykom.
Zobacz wideo

Partie polityczne - w wyścigu po głosy rodziców dzieci w wieku szkolnym - proponują m.in. rezygnację z prac domowych. Taki postulat pojawia się zarówno w zapowiedziach Koalicji Obywatelskiej, jak i w programie Prawa i Sprawiedliwości. Obydwa ugrupowania wiążą ten pomysł z poszerzeniem oferty bezpłatnych zajęć pozalekcyjnych, które miałyby rozwijać umiejętności i wyrównywać szansę dzieci i młodzieży. PiS zapowiada, że chce wprowadzić program odrabiania prac domowych w klasach I-III wyłącznie na zajęciach pozalekcyjnych. 

- Szkoła bez obowiązkowych prac domowych jest możliwa. Dzisiaj dzieci mają ich zdecydowanie za dużo. Wynika to przede wszystkim z przeładowanej podstawy programowej i braku możliwości realizacji tych treści tylko na lekcjach - mówi nam Wioletta Krzyżanowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 323 im. Polskich Olimpijczyków na warszawskim Ursynowie. .

To właśnie ta placówka - jako jedna pierwszych - już kilka lat temu zaczęła ograniczać prace domowe. Próbowała całkiem z nich zrezygnować, ale szybko okazało się, że to się nie uda. Bo problem nie dotyczy tylko podstawy programowej, ale i podejścia dorosłych. Przeciwni byli niektórzy nauczyciele, ale i część rodziców.

- Z jednej strony jest spora grupa rodziców, którzy uważają, że tych prac jest za dużo. Mówią, że chcą mieć więcej przestrzeni na spędzanie czasu z dziećmi po szkole: na wyjście na spacer czy na rower - opowiada Krzyżanowska. - Z drugiej strony jest też duża grupa, którym taki układ odpowiada. Uważają, że tradycyjne podejście jest w porządku. Że sami odrabiali prace domowe, więc ich dzieci też powinny. Sądzą, że praca domowa jest gwarantem sukcesu i jeśli dzieci będą odrabiać zadania, zdadzą egzamin, dostaną się do dobrego liceum, a później na studia. W efekcie mamy wypalonych zawodowo 25-latków, bo są tak przemęczeni - zauważa dyrektorka.

Różne podejście prezentują też sami nauczyciele. Jak słyszymy, jest grupa pedagogów, która nie wyobraża sobie niezadawania prac domowych. To głównie ci, którzy uczą przedmiotów egzaminacyjnych. Dlatego dzisiaj w ursynowskiej szkole prace domowe nadal są przede wszystkim z przedmiotów egzaminacyjnych. Reszta to zadania dla chętnych albo prace projektowe.

Mniej i mądrzej

- Zadań domowych jest za dużo i w większości są one bez sensu - uważa Alicja Pacewicz z SOS dla Edukacji. Przytacza badania, z których wynika, że polscy uczniowie spędzają nad odrabianiem lekcji ponad 6,5 godz. tygodniowo. - To w ogóle nie idzie w parze z tym, jakie wyniki osiągają, ale za to idzie w parze z poziomem zmęczenia i problemami rozwojowymi, brakiem czasu na pasję czy życie domowe - mówi ekspertka. - W ogóle mnie to nie dziwi, że wszyscy są tym sfrustrowani - dodaje.

Jednak według Pacewicz to nie politycy powinni odgórnie decydować o tym, jak nauczyciele mają uczyć. Jak podkreśla, decyzja ta powinna należeć do rad pedagogicznych, rodziców i uczniów. - Nie da się ot tak po prostu powiedzieć: no dobra, to teraz nie zadajemy. To musi być zmiana systemowa, zmiana całego sposobu pracy szkoły - ocenia ekspertka. - Mając podstawę programową, która jest tak naładowana, nauczyciele muszą zadawać, bo nie są w stanie tego materiału przerobić na zajęciach. A są z tego rozliczani. Do tego dochodzą jeszcze egzaminy, którymi wszyscy są straszeni - dodaje.

- Kręcimy się wokół własnego ogona - mówi z kolei Wioletta Krzyżanowska. - Bez zmiany myślenia o tym systemie i przeładowanej podstawie programowej nie ruszymy dalej. Podobnie jak bez zmiany systemu rekrutacji do szkół średnich, który opiera się głównie na liczbach i testach. - Cieszę się jednak, że taki postulat się pojawia, bo to pokazuje, że martwimy się o dzieci i widzimy, że one nie dają rady. Wielu uczniów pracuje więcej niż 40 godzin tygodniowo - zauważa.

- Są zadania domowe, które mają sens. Uważam, że trzeba zadawać mniej, ale lepiej i mądrzej - podsumowuje Pacewicz. Jako przykład podaje zadania projektowe czy pracę w grupach.

TOK FM PREMIUM