Na uczelniach wrze po decyzji ministra Czarnka w sprawie czasopism. "Polska nauka może teraz pozostać w ideologicznym grajdołku"
Wcześniej, zgodnie z "Konstytucją dla nauki" Jarosława Gowina, panowały ściśle określone zasady dotyczące tego, w jaki sposób ustala się liczbę punktów za publikację w danym czasopiśmie. Nad listą pracowały specjalne zespoły doradcze, a w dalszej kolejności Komisja Ewaluacji Nauki, która ostateczną wersję przekazywała do ministerstwa.
Komisja Ewaluacji Nauki pracowała również nad nową listą, tyle tylko, że minister część decyzji podjął samodzielnie, nie licząc się z jej zdaniem. Skąd to wiemy? Komisja wydała oświadczenie, z którego wynika m.in., że "w wykazie czasopism punktowanych znalazły się 73 czasopisma, które nie były procedowane ani rekomendowane przez Komisję; w przypadku 237 czasopism pojawiła się podwyższona punktacja, która również nie była konsultowana z komisją". Komisja podkreśla też, że jest tym zdumiona i że nigdzie nie znalazła uzasadnienia takich, a nie innych zmian.
Zdumieni są też naukowcy. Na uczelniach wrze
- W mojej ocenie, widać ręczne sterowanie listą - nie ma wątpliwości dr hab. Wojciech Grudziński, biofizyk z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. On i wielu innych wykładowców akademickich podkreśla, że wcześniej prace nad listą były jawne i nikt nie podejmował decyzji arbitralnie "tak ma być i koniec".
Dziś powstała lista, na której bardzo wysoko ocenione są m.in. czasopisma, w których... publikował w ostatnim czasie minister edukacji i nauki, Przemysław Czarnek (jest prawnikiem na KUL - przyp. red.). Dla przykładu "Przegląd sejmowy" "skoczył" z 70 na 100 punktów, a "TEKA Komisji Prawniczej PAN oddział w Lublinie" z 40 na 100 punktów. Wykładowcy policzyli, że publikując nową listę Przemysław Czarnek "dorzucił" sobie 200 punktów.
- Cała ta sytuacja może doprowadzić do tego, że polska nauka będzie znacząco odstawać od nauki światowej. Będzie tkwiła w ideologicznym grajdołku, z którego - tak naprawdę - będzie się bardzo trudno później wydobyć - mówi prof. Michał Bilewicz, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zatarcie granicy między nauką a publicystyką?
- Największy mój sprzeciw wzbudził fakt, że na liście czasopism naukowych znalazło się tak wiele wydawnictw, których status naukowy jest wątpliwy, a są to raczej czasopisma publicystyczne. Chodzi choćby o "Christianitas" czy "Teologię polityczną", w których naukowcy nie recenzują siebie nawzajem. Dzięki temu, to co trafia do czasopism naukowych jest poddane pewnej wstępnej, bardzo poważnej selekcji. To, co ukazuje się w naukowych czasopismach, spełnia rygory najwyższej naukowej doskonałości. W czasopismach publicystycznych tego nie ma. W mojej ocenie to jest bardzo niebezpieczne dla nauki - mówi prof. Michał Bilewicz.
Zwraca też uwagę na obecność na nowej liście czasopism wydawanych przez mało znaczące ośrodki. Chodzi o wydawnictwa lokalne, często do tej pory nieznane.
Choćby "Biuletyn" wydawany przez Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa KUL, który miał 20 punktów, a teraz ma 70. Naukowcy podkreślają, że to tyle, co bardzo prestiżowe czasopisma z serii "Nature", tymczasem jest to wydawnictwo, w którym publikuje się choćby sprawozdania z konferencji. Uwagę na to zwraca też prof. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego.
- Przypomina mi się scena z filmu "Poszukiwany, poszukiwana", gdzie jeden z bohaterów - z zawodu dyrektor - w trakcie narady ze współpracownikami zamienia na mapie wieżowiec z jeziorem i dostaje za to dodatkową gratyfikację. Tam stała za tym kompletna niekompetencja i ignorancja - a tu? Chwilowe interesy, chęć podreperowania czyjegoś statusu naukowego, chęć wzmocnienia czasopism, za którymi nie stoi żaden czynnik obiektywny, choćby indeks cytowań - mówi prof. Wojciech Grudziński.
Na liście jest też czasopismo "Fides Ratio et Patria" wydawane przez uczelnię ojca Tadeusza Rydzyka. - Nie tylko trafiło na listę czasopism punktowanych, na której wcześniej go nie było, ale też zostało na tej liście ocenione na 40 punktów. A jest to czasopismo wybitnie lokalne, które nie jest w zasadzie cytowane w nauce międzynarodowej - tłumaczy prof. Michał Bilewicz.
Naukowcy, zajmujący się naukami przyrodniczymi, podkreślają, że by oni mogli opublikować tekst w prestiżowym czasopiśmie, muszą często prowadzić długie i żmudne badania naukowe, które trwają miesiącami. Najczęściej pracują nad nimi w kilkuosobowych zespołach, a to oznacza, że - po publikacji - punktami muszą się podzielić. - Wychodzi na to, że teraz będzie walka o publikacje w czasopismach KUL, by - bez większych badań - coś opublikować i zwiększyć dorobek. To absurd - mówi nam jedna z wykładowczyń (prosi o anonimowość).
W wypowiedziach naszych rozmówców pojawiają się słowa "ręczne sterowanie", "własne interesy", "układy". - Dawno czegoś takiego nie było - mówi nasza rozmówczyni. - Zamiast równać do najlepszych, robimy coś kompletnie odwrotnego. Chcemy na siłę udowodnić, że nasze - polskie, narodowe - jest najcenniejsze i najbardziej wartościowe. Do niczego dobrego to nie doprowadzi - dodaje.
Zdaniem naszych rozmówców, Przemysław Czarnek - publikując nową listę - robi to, co zapowiadał w listopadzie. Mówił wtedy m.in, że celem polskich uczelni powinna być praca formacyjna, intelektualna i wychowawcza na rzecz Polski. - W tym sensie głośny w ostatnich latach postulat, by publikować jak najwięcej w językach obcych, głównie w języku angielskim, to postulat, do którego trzeba podejść bardzo racjonalnie i bardzo ostrożnie. Jeśli my sami nie będziemy się zajmować polskimi dziejami, polską myślą techniczną, społeczną, prawną, polityczną, polską literaturą, sztuką, itd., to nikt inny na świecie się tym nie zajmie - powiedział wtedy Czarnek.
Co na to wszystko Ministerstwo Edukacji i Nauki?
W opublikowanym komunikacie przyznaje, że do listy dodano 1032 czasopisma, a 264 podwyższono punktację. Dlaczego? Jak czytamy, w trosce o rozwój i jakość polskiej nauki.
"Zasadniczym kryterium była jakość publikacji oraz ich oddziaływanie we właściwym obszarze wiedzy. Brano pod uwagę przede wszystkim wkład w rozwój badań naukowych, a także wierność właściwemu celowi badań naukowych jakim jest poznawanie prawdy i jej obrona w kulturze. Uwzględniano także siłę oddziaływania czasopism we właściwych dla nich dziedzinach badań, a także ich związek z kulturą narodową oraz rolę w umacnianiu tożsamości cywilizacyjnej kultury polskiej" - czytamy w komunikacie.
Zdaniem wielu naszych rozmówców, jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Podniesienie prestiżu poszczególnych naukowców (wzrost liczby punktów za ich publikacje), ale też katedr czy instytutów, w których pracują może się wprost przełożyć na ich status naukowy, a co za tym idzie - na pieniądze, które dostają na swoją działalność i na projekty, które zostaną im przyznane. - Teraz sprawiedliwości, merytoryki, przejrzystości przy podziale pieniędzy na naukę chyba już nie będzie - powątpiewają naukowcy.
-
Przywódca zbrodniczego reżimu był "przydatny" Janowi Pawłowi II. W tle "sponsoring" Kościoła
-
Ogródek działkowy lekiem na galopujące ceny warzyw i owoców? "Są oferty i za 150 tys. albo 200 tys. złotych"
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
-
Molestował nieletnich i współpracował z SB. Kim był "bankier" Jana Pawła II? "Żył jak pączek w maśle"
-
Dawid Kubacki przekazał informacje o stanie zdrowia żony, Marty. "Dla nas to pierwsze zwycięstwo"
- Putin znów grozi bronią jądrową. Jak odpowie NATO? Gen. Bieniek wskazuje: To na pewno rzecz, która będzie rozpatrywana
- Tusk: Jesteś katolikiem? To nie możesz głosować na PiS czy Konfederację
- Frekwencja może przesądzić o wyniku wyborów. "Do urn częściej chodzą starsi niż młodsi"
- Rosja ma rozmieścić taktyczną broń jądrową na Białorusi. Putin porozumiał się z Łukaszenką
- Watykan aktualizuje ważne procedury. Chodzi o pedofilię w Kościele katolickim