Polska liderem... wysokich cen prądu. Co zrobić, by zostać drugą Finlandią?

W krajach takich jak Finlandia producenci dopłacają konsumentom za dodatkowe zużycie prądu. A Polska jest, obok Irlandii i Sycylii, jednym liderów wysokich cen prądu w UE. - Cały czas cierpimy ze względu na nasze uzależnienie od węgla, które sprawia, że zarządzanie elastycznością naszego systemu energetycznego jest bardzo ograniczone - tłumaczył w TOK FM Robert Tomaszewski z Polityki Insight. Choć - jak zaznaczył - w najbliższych latach czeka nas "jeden wielki dekarbonizacyjny sprint".
Zobacz wideo

Polska jest niechlubnym liderem w Unii Europejskiej, jeżeli chodzi o wysokie ceny prądu. W zeszłym tygodniu cena za megawatogodzinę wynosiła w naszym kraju ponad 110 euro. W sytuacji podobnej do Polski są tylko Irlandia i Sycylia. Najmniej za prąd płacą Finowie - średnio siedem euro za megawatogodzinę, czyli ok. sześciu proc. tego, co Polacy.

Jak podkreślił na antenie TOK FM Robert Tomaszewski z Polityki Insight, wyjątkowo tani prąd Finowie zawdzięczają nowo otwartemu blokowi jądrowemu Olkiluoto. Budowa wyjątkowego na skalę europejską reaktora EPR trwała aż 18 lat i zaspokoi ok. 14 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną. - Pamiętajmy też, że Skandynawia ma o tyle łatwej, że oprócz atomu mają do dyspozycji duży rezerwuar elektrowni np. wodnych, które dostarczają stabilną ilość energii. Więc północne regiony Finlandii, Szwecji czy Norwegii mają bardzo tanią energię - dodał ekspert. 

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

"Najbliższe lata to będzie jeden wielki dekarbonizacyjny sprint"

Na niektórych rynkach europejskich coraz częściej dochodzi do sytuacji, że energii na rynku jest tak dużo, że niekiedy producenci dopłacają konsumentom za dodatkowe zużycie prądu. - To jest moment, w którym w sieci jest za dużo energii, a mamy np. sobotę i niedzielę, kiedy nie pracują wielkie fabryki, a my np. odpoczywamy na działce, więc pobór energii jest znacznie mniejszy. Wówczas jeśli ma się samochód elektryczny, można podłączyć go do sieci i zarabiać na jego ładowaniu, jeżeli ma się odpowiednią taryfę z dynamicznymi cenami za prąd - tłumaczył gość "Popołudnia Radia TOK FM".

Możliwości, o których mówił Robert Tomaszewski, w Polsce mają być dostępne od początku przyszłego roku. Zwłaszcza że - jak zaznaczył ekspert - z nadwyżkami energii mamy do czynienia również u nas. - Pod koniec kwietnia po raz pierwszy mieliśmy do czynienia ze stanem zagrożenia ogłoszonym przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Mieliśmy zbyt dużo energii i operator musiał wyłączać duże farmy fotowoltaiczne, by ustabilizować sytuację w naszych sieciach energetycznych - wyjaśniał w rozmowie z Filipem Kekuszem.

W Polsce z tego rodzaju nadwyżki energii wynikają z tego, że nie możemy swobodnie ograniczać energii produkowanej przez elektrownie węglowe. - Kiedy nadchodzi wieczór i energii ze słońca jest mniej, musimy szybko ustabilizować pracę tej sieci. Elektrownie węglowe mają konkretne minimum techniczne, poniżej których nie mogą schodzić. W przypadku krajów, które mają więcej elektrowni gazowych, sytuacja jest znacznie łatwiejsza, bo energia gazowa jest łatwiejsza do zarządzania. Włączamy guzik i zaczyna działać. Natomiast elektrownia węglowa długo osiąga docelową moc. Więc tutaj cały czas cierpimy ze względu na nasze uzależnienie od węgla, które sprawia, że zarządzanie elastycznością naszego systemu energetycznego jest bardzo ograniczone - tłumaczył dziennikarz Polityki Insight w rozmowie z Filipem Kekuszem.

Chociaż - jak zaznaczył ekspert - to już ostatnie takie lata. - Elektrownie węglowe i tak będą bardzo szybko wypadać z naszego systemu. Najbliższe lata to będzie jeden wielki dekarbonizacyjny sprint, aż do początku przyszłej dekady, kiedy będziemy od tego węgla praktycznie uwolnieni - ocenił Robert Tomaszewski.

"Putinowi nie udało się rzucić energetycznie Europy na kolana"

Jak wskazał Robert Tomaszewski, w tej chwili ceny energii wróciły do tych sprzed kryzysu energetycznego, wywołanego wojną w Ukrainie i unijnymi sankcjami nałożonymi na Rosję. Jest to dowód na to, że Władimirowi Putinowi nie udało się doprowadzić do długotrwałego kryzysu energetycznego w Europie. - Pamiętajmy, że to się jeszcze nie skończyło, jeszcze nie wiadomo, co się wydarzy zimą. Nie wiadomo też, co zrobią Chiny i jaki będzie popyt na skroplony gaz LNG, który zapewnia nam niezależność od Rosji. Ale z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że Putinowi nie udało się rzucić energetycznie Europy na kolana. Z tym kryzysem poradziliśmy sobie lepiej niż dobrze, a efektem tego energetycznego szantażu ze strony Rosji jest duże przyspieszenie transformacji - powiedział Robert Tomaszewski w rozmowie w TOK FM.

TOK FM PREMIUM