Takiego spadku cen gazu Europa dawno nie widziała. Ulgi portfelom to jednak nie przyniesie
Skąd nagle spadek cen energii? Aby dobrze to zrozumieć, trzeba cofnąć się o kilka miesięcy. Koniec zimy stał się impulsem do przemyśleń na temat energetycznej kondycji gospodarki. Ogólnoeuropejskie gazowe pospolite ruszenie przyniosło duże zmiany na niemal całym kontynencie. Niemcy, czyli największa europejska gospodarka, dorobiła się terminali do odbioru gazu ze Stanów Zjednoczonych i Bliskiego Wschodu. Gaz ze świata odbierają też Włosi i republiki bałtyckie. Wprowadzono masowe urzędowe oszczędności, obowiązek oszczędzania miał przemysł i instytucje publiczne. Pozostali oszczędzali, bo nie było innego wyjścia - rachunki jesienią rosły w astronomicznym tempie i jedynym sposobem było ograniczenie ogrzewania.
Dlatego - w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu - nie trzeba było sięgać po rezerwy z magazynów. Zbiorniki wciąż są pełne prawie w 67 procentach - to zaskakujący wynik w porównaniu ze średnią z pięciu lat wynoszącą około 50 procent. Co więcej - według oficjalnych danych niemieckie zapasy wynoszą aż 73 procent. Przyszłość rysuje się więc w jasnych barwach. Przynajmniej na razie.
W ciemnych barwach rysuje się za to kondycja europejskich gospodarek - zwłaszcza niemieckiej. A hamowanie tamtejszej gospodarki oznacza, że wszyscy powinni się bać.
Niemieckie (i nie tylko) problemy
Niemcy to jedna trzecia europejskiej gospodarki i największy partner handlowy dla ponad połowy państw Unii Europejskiej, w tym dla Polski. I to właśnie Niemcy najwolniej wracały do gospodarczego zdrowia po światowej pandemii. "Winni" są tamtejsi konsumenci - postawieni pod ścianą po galopujących podwyżkach cen energii trzymali się za kieszenie. Dodatkowo wciąż nęka ich wysoka inflacja - w kwietniu wynosiła w Niemczech ponad 7 procent. Spośród starych państw Unii więcej było tylko w Austrii, Szwecji i we Włoszech. W Hiszpanii czy Luksemburgu ceny rosły w tym czasie o połowę wolniej.
Mało optymistycznie wygląda też sytuacja w niemieckim przemyśle. Eksperci uważają, że po słabym początku roku w kolejnych miesiącach nie ma szans na poprawę. W pierwszym kwartale eksport niemieckich aut na największy na świecie rynek motoryzacyjny - czyli do Chin - spadł aż o jedną czwartą. Nastroje w niemieckiej branży samochodowej spadły najmocniej w historii. Niemiecki instytut IFO, badający przyszłe trendy w gospodarce, pisze o spodziewanym "zwijaniu się branży".
Ludzie nie kupują nowych aut. Raty są za wysokie, bo wysokie są stopy procentowe. Z drugiej strony inflacja drenuje konsumenckie portfele na całym świecie, więc na wysoką ratę na samochód w domowych budżetach nie ma po prostu miejsca. Na rynku chińskim rządzą z kolei auta na prąd miejscowej produkcji. Bo Chiny już na początku wieku postawiły na samochody elektryczne, zamiast ścigać się z Niemcami w technologii spalinowej. Na dodatek chińskie elektryki są niemal o połowę tańsze od aut europejskich, które systematycznie drożeją. W Polsce średnia cena nowego samochodu spalinowego to około 160 tysięcy złotych. Auta używane kosztują cztery razy mniej.
Ujemne ceny?
Mniej produkcji to mniej potrzebnego surowca, a perspektywa mniejszego zapotrzebowania to niższe ceny. W ten sposób paliwa tanieją - w tym gaz - ale nie tylko. Taniej jest też na stacjach benzynowych i w notowaniach towarowych węgla. Pojawiają się nawet prognozy... ujemnych cen.
Cena ujemna to taka, w której sprzedający dopłaca kupującemu, żeby wziął towar, bo na przykład jego przechowywanie kosztuje drożej niż pozbycie się go za dopłatą. Tak może być z gazem i to już w najbliższych tygodniach, gdy produkcja prądu z odnawialnych źródeł energii (na przykład ze słońca) będzie bić rekordy. Tak było w miniony weekend, przy pięknej bezchmurnej pogodzie, w całej środkowej Europie. I tak może się stać znowu w tym tygodniu.
Czy to wszystko znaczy, że będzie taniej? Niekoniecznie, a na pewno nie za szybko. Chociaż związek pomiędzy cenami energii, recesją i inflacją zdaje się oczywisty. Bo im tańszy prąd - tym mniej kosztuje cały proces produkcji i magazynowania, i tańsze są produkty. Tym razem nie działa to jednak tak prosto. Bo energia tanieje szybko, ale pozostałe surowce i półprodukty - wolno lub wcale.
W Polsce prąd na otwartym rynku, czyli takim, na którym kupuje się go od ręki, jest najdroższy w Europie - mimo że na światowych rynkach węgiel potaniał równie mocno jak gaz.
Polski węgiel jest jednak co najmniej dwa razy droższy niż na europejskiej giełdzie towarowej. Polskie elektrownie spalają węgiel z Polski. Ponadto muszą regulować unijne opłaty za spaliny z kominów. Ulgą dla kieszeni konsumentów byłby tani prąd z paneli słonecznych lub wiatraków, ale tych drugich mamy jak na lekarstwo, a z tych pierwszych nie jesteśmy w stanie odebrać całego prądu w słoneczne dni, bo mamy archaiczną technologię.
Ciekawe? W "Codziennym Podcaście Gospodarczym" słuchaj także: "Wielkie firmy siedzą na pieniądzach... wyciągniętych z naszych kieszeni. Ale to eldorado już im się kończy!"
-
Ksiądz, w którego mieszkaniu odbyła się orgia, zabrał głos. "To uderzenie w Kościół"
-
"Czarno-brunatna" koalicja po wyborach? "Mentzen i Bosak przebierają nogami"
-
Wypadek na autostradzie A1. List gończy za kierowcą BMW. Ziobro podjął też inną ważną decyzję
-
Wypadek na autostradzie A1. Prokuratura opublikowała wizerunek kierowcy bmw
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
- Kuria odpowiada na oświadczenie ks. Tomasza od orgii na plebanii z seksworkerem
- Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
- "Aż mnie pani podkręciła". Prof. Kowal ostro o słowach Waszczykowskiego. "Dziecinne i infantylne"
- Pornograficzna polityka, szubienice i piranie [630. Lista Przebojów TOK FM]
- Rembrandt i jego "Jeździec polski". Niderlandzka moda na "pokazywanie Polaków"