Czy w Polsce zabraknie paliwa? Orlen apeluje do kierowców

Grupa Orlen apeluje do kierowców, by nie kupowali paliwa na zapas. Spółka jednocześnie zapewnia, że nie ma dziś powodów, by ceny na stacjach benzynowych w najbliższym czasie miały rosnąć. Eksperci przypominają, że podobny scenariusz przerabiały Węgry, gdzie sztuczne zamrożenie cen skończyło się utrudnionym dostępem do paliw.
Zobacz wideo

Grupa Orlen przekonuje, że kierowcom nie grożą ani gwałtowne podwyżki cen, ani brak surowca. Mimo to ma do nich prośbę. Państwowy gigant apeluje do kierowców, by nie kupowali paliwa na zapas. I twierdzi, że nie planuje wprowadzać limitów tankowania, jakie pojawiły się już na niektórych stacjach.

Jak mówiła w programie "EKG" w TOK FM mec. Beata Gessel-Kalinowska vel Kalisz z Kancelarii Gessel, dla niektórych taki apel może brzmieć jak powrót do przeszłości. - Jako konsumentka muszę powiedzieć, że jestem w szoku poznawczym, bo tak było chyba 40 lat temu, że staliśmy w kolejkach i tylko numerki parzyste/nieparzyste mogły kupować. Po prostu nie można było tego paliwa dostać. Więc jak teraz słyszę, że jest ograniczenie sprzedaży paliwa na stacji benzynowej, to już skóra mi cierpnie na karku - powiedziała. 

Gościni Tomasza Setty zwróciła także uwagę na ceny paliwa w Polsce. Na niektórych stacjach Orlenu kierowcy już płacą poniżej 6 złotych za litr. - Jeśli mamy paliwo tańsze niż w krajach ościennych, to wszyscy przyjeżdżają i to paliwo wykupują - wskazała Gessel. I zwróciła uwagę, że większość ekspertów wskazuje,  że ceny paliw są zaniżone sztucznie i jest to po prostu element kampanii wyborczej. - To kwestia polityczna, nie ekonomiczna. Zresztą, szczególnie jak spojrzymy na ceny na giełdach paliw, to wcześniej jak na świecie były one niższe, my mieliśmy wyższe, a teraz jak na rynkach światowych są wyższe, to my obniżamy ceny. To jest kolejny dysonans poznawczy - podkreśliła mec. Gessel.

Jak dodał dr Jarosław Janecki ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Towarzystwa Ekonomistów Polskich, niższe ceny paliw zmniejszają dynamikę inflacji. - Więc dzięki temu mamy niższą w okresie przedwyborczym - mówił. Jego zdaniem to, co dzieje się na stacjach benzynowych, to głównie efekt zwiększonego popytu na paliwo ze strony podmiotów, które do tej pory nie zaopatrywały się w Polsce. 

Czeka nas scenariusz węgierski? "W momencie wybuchu paniki ceny poszły w górę o kilkadziesiąt procent" 

W podcaście TOK FM "Cotygodniowe podsumowanie roku" Rafał Hirsch wskazał z kolei, że na skutek polityki cenowej Orlenu import paliwa przestał opłacać się firmom sprowadzającym je z zagranicy. - Jeden z głównych importerów daje do zrozumienia, że już nie importuje. Gdyby import diesla zupełnie się zatrzymał, byłoby to bardzo groźne dla polskiej gospodarki, ponieważ rafinerie w Polsce nie są w stanie wytworzyć tyle paliwa, ile trzeba. I ten import jest konieczny, aby zaspokoić cały popyt w kraju - tłumaczył.

Hirsch przypomniał także, że podobny scenariusz przerabiały w ubiegłym roku Węgry, gdzie zaniżenie cen skończyło się utrudnionym dostępem do paliw. - Przez to, że były one sztucznie zaniżone, zupełnie zanikł import paliw z zagranicy. Przy okazji wprowadzono regulacje, że tylko państwowy MOL może importować. A potem pech chciał, że dodatkowo pojawiły się awarie w krajowych rafineriach i kompletnie się sytuacja posypała. Paliwa praktycznie zabrakło w kraju. Trzeba było natychmiast przywrócić import z zagranicy i efekt był taki, że w momencie wybuchu paniki ceny poszły w górę o kilkadziesiąt procent - relacjonował. Jak jednak uspokajał Hirsch, w Polsce wciąż nie mamy do czynienia z aż tak groźną sytuacją. 

TOK FM PREMIUM