"Profesorek na śmieciarce". Od 16 lat uczy w szkole, a teraz dorabia przy wywozie śmieci. "Podbudowuję się"

- Jeszcze zanim trafiłem do szkoły, pracowałem u stolarza, gdzie dostawałem ok. 1 tys. zł miesięcznie. Bez doświadczenia, a już więcej niż na start w szkole! Dobrze pamiętam 2007 rok i swoją pierwszą wypłatę nauczyciela - ok. 850 zł - mówi w rozmowie z tokfm.pl nauczyciel dyplomowany Adam Zin. Z czasem dorabiał też jako stróż nocny, kasjer w sieci marketów czy np. kelner. - Ostatnio podpisałem z kolei umowę o pracę jako kierowca śmieciarki - dodał.
Zobacz wideo

Ile lat pracuje pan w szkole?

Już 16, z czego 13 lat w dwóch szkołach. Jeśli nie ma mnie akurat w placówce specjalnej, gdzie jestem zatrudniony na cały etat, to dorabiam jako nauczyciel wspomagający w liceum z dodatkową nauką języka białoruskiego. W tym samym, które skończyłem.

Zawsze bierze pan też nadgodziny.

Cztery w szkole specjalnej i osiem w liceum, co przy 22 godzinach etatowych daje łącznie 34 godziny pracy w tygodniu przy tablicy. Lekko licząc 50-60 godzin tygodniowo w porównaniu z innymi profesjami. Bo nikt nie bierze pod uwagę rad pedagogicznych, wycieczek, przygotowania materiałów i do lekcji, spotkań z rodzicami...  Mimo to, moje zarobki nigdy nie wyglądały tak, jak powinny wyglądać. 

To ile pan zarabia?

Moja podstawa to 4,2 tys. zł brutto, czyli zaledwie 700 zł więcej od najniższej krajowej. Tak, tyle dostaję jako nauczyciel dyplomowany, z najwyższym stażem i wieloletnim doświadczeniem.

Tyle, że może pan też liczyć na dodatki.

Zgoda, 20 proc. uciążliwego i trudnościowego (nie mam go jednak w liceum, choć też pracuję tam z osobami z orzeczeniami), 15 proc. wysługi lat i 4 proc. motywacyjnego.

Ile to daje łącznie?

4,7 tys. zł netto z nadgodzinami. Tylko, co z tego, skoro by cokolwiek mieć, nie wystarczy mi sam etat - z niego ciężko byłoby mi utrzymać rodzinę. Dlatego muszę pracować i to ponad normę.

A i tak nadal to za mało.

Ostatnio doszedłem nawet do wniosku, że tyle się poświęcam, a nic z tego mam. Wiem, jakie mam wykształcenie, osiągnięcia w szkole, a dodatkowo to przecież praca z dziećmi niepełnosprawnymi, gdzie trudno o efekty jak w szkołach masowych. Pamiętam jak cały rok uczyłem autystyka wiązać buty, i to mi się udało - zaliczam to jako sukces edukacyjny. Przykłady mogę zresztą mnożyć. Koleżanki wyjechały na turnus rehabilitacyjny z dziećmi niepełnosprawnymi - codziennie chodzili nad morze, pokazywały im jak wygląda, tłumaczyły za każdym razem: "To morze". Po dwóch tygodniach przyjechali. Pokazałem im planszę. "Co to jest?" - pytam. A dzieci: "Nie wiemy". Bywa i tak, że to co się wypracuje przez rok, przez dwa miesiące wakacji jest stracone, bo dziecko zapomina. I od początku trzeba wszystko powtarzać.

Dodatkowo jako nauczyciele piszemy wiele konspektów, IPET-ów, czyli indywidualnych planów terapeutycznych. Tworzymy dużo papierologii, która zajmuje wiele czasu, często naszego wolnego.

Jak to się w ogóle stało, że zajmuje się pan dziećmi z niepełnosprawnościami?

Mama była pracownikiem szkoły specjalnej i od małego mówiła: "Moje dzieci to sobie poradzą. One są zdrowe. Muszę się zająć tymi w szkole". A że jako dziecko po zajęciach w podstawówce nie chciałem wracać do pustego domu, to szedłem do niej, do pracy. Nawet jeździłem z nimi na wycieczki. Odgrywałem też przez lata rolę św. Mikołaja w szkole specjalnej. Kluczowa okazało się jednak rozmowa z kolegą z liceum - grał na różnych instrumentach, miał zespół. Po tym jak dogadał się z moją mamą, że wystąpią u niej szkole, podszedł do mnie i zapytał: "Adam, ale powiedź mi, czy te dzieci są niebezpieczne?". "Co za durne pytanie, jakie niebezpieczne?!" - pomyślałem. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że mam większą wiedzę o niepełnosprawności niż inni. Od razu też przyszło mi do głowy: to może spróbuję w szkolnictwie specjalnym. Może to będzie mój kierunek. Udało się, choć początki pracy w zawodzie nie były łatwe.

Dlaczego?

Dostałem bardzo trudnego autystyka - chłopak ważył 130 kg, biegał, zatrzymywał się dopiero na ścianie. Nie sposób było nad nim zapanować. Pracowałem z nim aż dziewięć lat. W tym czasie udało mi się wyprowadzić mamę ze szkoły - wcześniej siedziała pod drzwiami klasy, bo nie wiadomo było, co podopieczny zrobi. Zapanować nad uczniem - małymi krokami - najpierw zostawiałem go samego na korytarzu, potem wychodziliśmy na podwórko, z czasem także poza teren szkoły. Aż w końcu doszło do tego, że mogłem z nim chodzić po mieście, nawet pójść na basen. Kiedyś przyszli do mnie jego rodzice: "Panie Adamie, a czy mógłby pan z nami pojechać popołudniu do lekarza, bo Błażej się bardziej słucha pana niż nas". "Nie ma problemu, jedziemy". Jeszcze wtedy nie miałem żony, dzieci. "Żaden problem". Z rodziną bardzo się zaprzyjaźniliśmy, do tego stopnia, że kiedy Błażej skończył szkołę, to jego ojciec, podszedł do mnie i powiedział krótko: "Adam, już nie panie Adamie. Jesteś dla mnie jak brat".

Wróćmy do finansów, to ile w takim razie powinien zarabiać nauczyciel dyplomowany z takim stażem jak pan?

Ok. 6 tys. zł netto. Minimum. Bez dodatków i nadgodzin. Czysty etat. Z wykształceniem, które mam i kursami, za które sam musiałem płacić, nie widzę tego inaczej. Wtedy też młodzi chętniej garnęli by się do zawodu. A dziś? Otrzymują na start poniżej najniższej krajowej. W tej sytuacji pracodawca ma obowiązek dopłacić do takich zarobków.

Tyle, że tak się dzieje, bo młody nauczyciel...

Dostaje dwie nadgodziny i dopracowuje do najniższej krajowej. To jakbyś już pracował 40 godzin, a masz takie odczucie, że "teraz będziesz pracował jeszcze więcej i się ciesz, że daliśmy ci taką możliwość".

Dlatego dorabiał pan od zawsze - i to nie zawsze w oświacie.

Tak, jeszcze zanim trafiłem do szkoły, pracowałem u stolarza, gdzie dostawałem ok. 1 tys. zł miesięcznie. Bez doświadczenia, a już więcej niż na start w szkole! Dobrze pamiętam 2007 rok i swoją pierwszą wypłatę - ok. 850 zł. Potem zarobki w edukacji zaczęły rosnąć - był czas, że nauczyciel dyplomowany miał 180 proc. najniższej krajowej. Ale co z tego, skoro teraz to nie więcej niż jej 120 proc. Dlatego z czasem dorabiałem też jako stróż nocny, kasjer w sieci marketów czy np. kelner. W weekendy jeździłem do sąsiedniego Bielska Podlaskiego i obsługiwałem gości weselnych. Nawet podczas jednej z imprez spotkałem swoją dyrekcję ze szkoły. Podchodzę, podaję dwa kieliszki szampana, po czym słyszę: "Adam, ty tutaj?!".

Ostatnio podpisałem z kolei umowę o pracę jako kierowca śmieciarki. Przy czym to też praca dodatkowa, na wakacje, jak na razie maksymalnie na dwa miesiące.

Dlaczego akurat kierowca śmieciarki? 

Lubię podejmować różne wyzwania, a że miałem okazję zrobić prawo jazdy na ciężarówkę, to skorzystałem. Tym bardziej, że kurs był opłacany z dotacji unijnych. Traf chciał też, że instruktor, który mnie uczył, to prywatnie mój kolega. "Adam wszyscy robią prawo jazdy, i co? Każdy tylko do szuflady, żeby się potem popisać przed kolegami. Żadnego doświadczenia. Nic" - mówi do mnie na jednym ze szkoleń. "Ale Ty Piotrek, wiesz co?! Ty masz racje. Wszyscy tak robią. Faktycznie" - zgodziłem się z nim. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem: w sumie dlaczego miałbym nie spróbować. Przecież mogę i tu znaleźć zatrudnienie.

Adam ZinAdam Zin archiwum prywatne

Początkowo myślał pan jednak o wywrotkach.

Albo o jeździe TiR-ami na dalekich trasach, na zastępstwo. Ale nie miałem wymaganego doświadczenia. Poza tym długo by mnie w domu nie było, a mam przecież żonę i dwójkę dzieci. Dlatego pomyślałem jednak o kierowcy śmieciarki. Kiedy poszedłem do firmy w Hajnówce, gdzie mieszkam, okazało się, że pilnie ich potrzebują i tak się wszystko zaczęło.

I ile godzin pan tam pracuje?

Co do zasady osiem, od godz. 6 do 14. Przy czym z tym, kiedy kończę pracę, to różnie bywa, bo zdarzało się, że zostawałem w pracy i do godz. 17. W sezonie były podwójne wywozy śmieci, coraz to nowe rejony, dużo pracy. Ładowacze nawet narzekali, ale mi to nie przeszkadzało - nadal traktuję to jako przygodę. Tym bardziej, że nie jeździ się tylko po Hajnówce, ale też 80 km dalej. Także nad Bugiem, przy metalowej granicy, czyli postawionym rok temu płotem między Polską a Białorusią, a bywa i tak, że przejeżdża się przez rzekę. Można zwiedzić całą okolicę, bo gdzie dom, tam i śmieciarka. I coraz to inna historia.

Na przykład?

A choćby wioska w niedalekiej okolicy. Chłopaki mówią do mnie: "Adam cofaj tam, w tę polną drogę, bo tam dom jest". Krzaczory takie po bokach rosną, że aż lusterka składają, ale co tam jadę. "Chłopaki, tu nie ma domu" - krzyczę po chwili. A oni do mnie: "Jest, jest. Widzisz ten dach zawalony,  okna pozbijane". "To jest dom? Ktoś tam mieszka?" - nie dowierzam. "Tak. Tak. A przed posesją kosz stoi i trzeba go zabrać" -  odpowiadają. Przetarłem oczy! "Niemożliwe, że ktoś mieszka w takich warunkach". Stary drewniany dom, bez dachu i okien, byłem przerażony. A mężczyzna nawet wyszedł na podwórko, ukłonił się i powiedział: "Dzień dobry państwu".

Inna sytuacja - wioska Stołbce niedaleko puszczy. "Pojedziesz, to zobaczysz, jak to wygląda, bo to fenomen na skalę całej Polski" - mówili. Na miejscu ani jednego znaku, głównej drogi i domostw czy to po prawej, czy lewej stronie. Chatki za to porozrzucane po całym lesie. Raz dwa domy - świetlica i dom mieszkalny, a raz tylko pojedyncze zabudowania. Do każdego z nich zawsze inna leśna droga. Jak się w tym w ogóle odnaleźć?

Raz też trafiła mi się wioska, gdzie było może 20 domów. Jak w rok zmarło tam siedmioro starszych osób, to wynieśli z chat wszystkie meble, łóżka, materace. Jednego dnia, bo i odbiór gabarytów jest raz do roku. Wyglądało jakby cała wioskę wystawili, jakby cała wymarła.

"Nawet jakbyś dwa lata jeździł na śmieciarce, to nie poznasz wszystkich rejonów" - tak mówią też panu koledzy.

Tak! Znajomym potem się chwalę: "Tam gdzie ty nie byłeś piechotą lub rowerem w puszczy, tam już ja byłem śmieciarką. I to nie jeden raz". To bardzo ciekawa praca, nie nudzę się, a osiem godzin przelatuje w moment - jestem cały czas w ruchu, stale coś się zmienia. Jest dużo plusów.

To jakie jeszcze?

Po pierwsze: szacunek w lokalnym społeczeństwie, gdzie docenia się ludzi pracowitych. Jestem postrzegany nie jako typowy nauczyciel, co wysoko głowę nosi, tylko jako ktoś, kto potrafi się dogadać z każdym. Mnie darzą sympatią - jeden z ładowaczy dał mi nawet ksywę: "Profesorek. Profesorek na śmieciarce" [śmiech - red.]. W liceum jak się radziłem znajomych nauczycieli: "Iść w to?", to oni też odpowiadali: "Idź, jak masz możliwość, czemu nie".

Po drugie?

Doświadczenie jako kierowca. Po trzecie: inną perspektywę postrzegania świata niż nauczycielską. Gdzie problemem jest np. to, że będzie danego dnia dużo śmieci czy też np. to w jaki rejon mnie wyślą. Po czwarte: nie muszę - jak w zawodzie nauczyciela - zastanawiać się co i jak powiedzieć, żeby nikogo nie urazić... Po piąte: podbudowuję się - jestem w stanie sobie poradzić wszędzie. Nie muszę się zamykać w szkole. Nie martwię się. Choć kiedyś miałem przeświadczenie - muszę się pilnować, bo gdzie ja będę pracował? Tylko w edukacji. Koniecznie! Często też słyszałem od kolegi nauczyciela: "Nic nie umiem, tylko się do uczenia nadaję. Nie wiem, jak i co innego robić". "Jak to nic nie umiesz" - mówię do niego. "Jeździsz do Anglii na wakacje. Tam pracujesz w hotelach. Sprzątasz, robisz remonty. Ty wszystko umiesz. Nawet na taryfie jeździłeś".

Na początku był strach?

Oczywiście - pójdę tam, to będą się śmiali, że sobie nauczyciel nie poradził. Co z niego za nauczyciel?!  Ale teraz myślę inaczej: "Ok, zawsze mam inne możliwości". A i mogę z nich korzystać nawet w tak małym mieście jak moje. Powiem więcej, z tyłu, na stopie jeździłem tylko trzy dni, po czym usłyszałem: "Adam, wsiadasz, będziesz już jeździł".

A ile jest pan w stanie dorobić jako kierowca śmieciarki?

3 tys. zł netto jako początkujący kierowca. Pozliczam worki, które załadują z tyłu. Jak śmieci jest dużo więcej, sam założę rękawice i im pomogę. Na koniec jedziemy na sortownię śmieci, odstawiam ciężarówkę w bazie i jestem wolny. O pracy więcej nie myślę.

Inna rzecz, że teraz jeszcze mam dostać więcej pieniędzy, bo będę już traktowany jako pracownik doświadczony.

Więcej, czyli ile?

3,5-4 tys. zł netto, ale trzeba pamiętać, że to też ciężka praca. Manewrowanie w ciasnych uliczkach, mijanie źle zaparkowanych aut, obserwacja pieszych i tego co się dzieje dookoła ciężarówki. Szacunek dla kolegów!

W tej sytuacji nie planuje pan odejść ze szkoły na dobre i zostać kierowcą smieciarki na pełen etat?

Planów mam wiele, między innymi chciałbym zrobić kurs maszynisty. Choć nie jestem pewien, czy uda mi się je teraz zrealizować. Najbliższy kurs zaczyna się już 4 marca. A najpierw muszę przejść badania lekarskie. Na szczęście w tym roku został zlikwidowany archaiczny zapis prawny: osoba w okularach nie może prowadzić pociągu, musi mieć doskonały wzrok. I dobrze, bo przecież nawet piloci mogą być w okularach.

Do tego musiałbym znaleźć pracodawcę, który by mnie zatrudnił, by nie ponosić kosztów. A kurs, który trwa trzy-cztery miesiące wcale nie jest tani - to 4-5 tys. zł.

A jeśli wszystko poszłoby po pana myśli?  

To bym się zastanowił nad urlopem bezpłatnym na rok i zatrudnił się jako maszynista. Wtedy będę wiedział, czy lepiej wrócić do szkoły, czy zostać maszynistą, jak mój pradziadek, dziadek, tata, chrzestny i wujek.

Czy też może zostać jednak na śmieciarce? Bo wybór ma pan jednak większy.

Tak, ale tu chodzi o zarobki; jak się ma rodzinę, to finanse też są ważne. Choć kto wie może uda mi się zatrudnić jako kierowca na budowach i remontach dróg. Zbliża się remont trasy Hajnówka - Bielsk Podlaski. To duża inwestycja. Do tego będą remonty ulic w Hajnówce, a dodatkowo budowa trasy z Białegostoku w kierunku Siemiatycz i dalej na południe przez Bielsk Podlaski, gdzie powstanie droga ekspresowa S19. Z pewnością będą potrzebowali kierowców na wywrotki, do wywozu piachu. Jest więc możliwość, że uda mi się tam zatrudnić. 

Czasowo czy na stale?

Tego jeszcze nie wiem, ale pewnie na początek tylko, żeby dorobić. A jak nie, to zostanę przy kierowcy śmieciarki. Znają mnie tam. Wiedzą, że chętnie przyjmę ich propozycję.

Adam Zin, nauczyciel dyplomowany z 16 stażem. Pracuje w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Hajnówce i II Liceum Ogólnokształcącym z dodatkową nauką języka białoruskiego. Dorabia jako kierowca śmieciarki w Przedsiębiorstwie Usług Komunalnych w Hajnówce.

Masz temat? Napisz do nas: mamtemat@tok.fm

TOK FM PREMIUM