"Schudłem 20 kilo, kaszlałem. Nie miałem pojęcia, że to gruźlica". Liczba zakażeń "rośnie i rośnie"

Od kilku lat w Polsce rośnie liczba zachorowań na gruźlicę. I nie jest to już choroba marginesu społecznego. - Na oddziale mam informatyczkę, inżyniera budowy, był też młody, wysportowany piłkarz - mówi pulmonolożka Małgorzata Koszela ze szpitala Leśne w Obornikach Śląskich na Dolnym Śląsku. Lekarka nie ma wątpliwości. - W najbliższych latach nie zapomnimy o gruźlicy - ocenia.
Zobacz wideo

Pan Marcin leży na oddziale leczenia gruźlicy już od trzech miesięcy. Wcześniej, przez trzy miesiące leczył się na grypę. - Brałem gripexy, leki z apteki bez recepty, ale nie przechodziło. Czułem się coraz gorzej. Schudłem 20 kilo, kaszlałem, fatalnie się czułem. Aż trafiłem do szpitala. Nie miałem pojęcia, że to gruźlica. Nawet nie wiedziałem, co to jest - przyznał. Pan Adam zachorował już drugi raz. Leczy się już pół roku.  Zemdlał, upadł na chodnik, zabrało go pogotowie. I tak dowiedział się o chorobie. - Myślałem, że gruźlicy już nie ma - mówi.

W początkowym etapie gruźlica jest trudna do zdiagnozowania. Pojawia się kaszel, duszności, gorączka. W późniejszym etapie: poty, wyraźny spadek masy ciała, plucie krwią i wyniszczenie organizmu. Nie wszystkich udaje się uratować, część pacjentów umiera.

Tak długie leczenie jest dla pacjentów trudne. - Bierzemy leki, robimy badania kontrolne, wygrzewamy się na słońcu. Mamy internet, telewizję. Jakoś dajemy radę, nie chodzimy po ścianach - opowiada pan Marcin, który wie, że musi być w ośrodku, żeby nie zarażać innych i dokończyć leczenie. A izolacja przynajmniej na początku choroby, jest konieczna. Bo pacjent nieleczony zaraża.

Posłuchaj reportażu Małgorzaty Waszkiewicz:

Zapomnieliśmy o gruźlicy

Gruźlica jest bardzo groźna. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat - dzięki szczepieniom i programom profilaktycznym - udało nam się o niej prawie zapomnieć. - Po tym, jak liczba przypadków w Polsce spadała, wszyscy byliśmy uśpieni. Dziś do lekarza rodzinnego trzeba parę razy przychodzić z kaszlem, żeby podejrzenie gruźlicy się pojawiło. Nie myśli się już dzisiaj o tej chorobie. A jest to choroba zakaźna, która zabija najwięcej osób na świecie. Mimo tego, że choroba jest wyleczalna - podkreśla w rozmowie z TOK FM Joanna Ładomirska, koordynatorka medyczna Lekarzy bez Granic w Polsce, zajmuje się m.in. koordynacją projektu leczenia gruźlicy wielolekoopornej.

Statystyki nie pozostawiają złudzeń. Według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w 2021 roku, z którego pochodzą ostatnie dane, na gruźlicę zachorowało około 10,6 mln ludzi, a 1,6 mln zmarło. Gruźlica zabija codziennie 4,4 tys. ludzi, w tym 700 dzieci.

Według raportu ONZ konflikty zbrojne np. ten, który trwa od ponad półtora roku w Ukrainie, mają fatalny wpływ na leczenie i diagnostykę nowych przypadków gruźlicy. Najwięcej zachorowań na świecie notują Indie - 2 miliony. Poza Indiami najbardziej dotknięte są Indonezja i Chiny.

Dane pokazują, jak zmieniała się sytuacja w Polsce. W 2021 roku zarejestrowano 3704 zachorowania na gruźlicę, czyli 316 przypadków - 10 proc. więcej niż w 2020 roku. Zdaniem ekspertów jest to efekt globalizacji. - To jest delikatny problem. To nie jest kwestia tego, że przyjeżdżają do nas uchodźcy i nas zarażają. Absolutnie nie. To jest naturalny proces globalizacji, który i tak by nas dotknął. Teraz ten proces mamy przyspieszony, związany z nieszczęściem wojny za naszą wschodnią granicą. Natomiast to nie dotyczy tylko tych pacjentów z Ukrainy. To jest cały świat – mówi Ireneusz Pawlak, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Dolnośląskim Centrum Onkologii, Pulmonologii i Hematologii we Wrocławiu.

20 lat epidemii

Do szpitala w Obornikach Śląskich trafiają ludzie ze wszystkich zakątków świata: z Indonezji, Ugandy, Kazachstanu, Bangladeszu, Zimbabwe i Indii. Wśród obcokrajowców, najwięcej jest Ukraińców.

- To już nie jest choroba biedy, marginesu społecznego – mówi Małgorzata Koszela, kierownik oddziału gruźlicy i chorób płuc w szpitalu Leśne w Obornikach Śląskich, który należy do Dolnośląskiego Centrum Onkologii, Pulmonologii i Hematologii. - Najczęściej na moim oddziale byli ludzie pogubieni, głównie starsi mężczyźni, z chorobą alkoholową, prowadzący niehigieniczny tryb życia. Nie dotyczy to jednak pacjentów z Ukrainy. Ci pacjenci, to często młodzi ludzie, dbający o swoje zdrowie, aktywni zawodowo. O czym to świadczy? O tym, że w Ukrainie zachorowań jest więcej, że tam gruźlica jest o wiele bardziej rozpowszechniona i o wiele łatwiej się nią zarazić. Dlatego od kilku lat tych pacjentów przybywa, Niestety często wykrywamy u nich gruźlicę oporną na leczenie standardowymi lekami, czyli tak zwana gruźlicę wielolekooporną - tłumaczy lekarka.

W Ukrainie epidemia gruźlicy trwa już od ponad 20 lat. Prątki gruźlicy wielolekooporna uodporniły się na leki dotychczas stosowane. - Prątki wykształciły takie szczepy, które są oporne na normalne leki pierwszej linii i żaden z tych leków nie działa. Trzeba więc sięgnąć po leki z innej puli, z innej linii. Na szczęście takie leki zostały opracowane i są skuteczne. Zwykłą gruźlicę leczymy sześć miesięcy, natomiast gruźlicę wielolekooporną nawet 20 miesięcy. I nie zawsze z dobrym skutkiem - wyjaśnia.

Cena wojny

Szacunkowa zapadalność na gruźlicę w Ukrainie to 73 przypadki na 100 tysięcy mieszkańców. To 10 razy więcej niż w Polsce. Jedna trzecia wszystkich wykrytych zakażeń w Ukrainie, to gruźlica lekooporna. To 30 razy więcej niż do tej pory w Polsce.

Wojna ma bardzo duży wpływ na tę sytuację: niektóre szpitale zostały zniszczone. Chorzy na gruźlicę zostali zmuszeni do zmiany miejsca zamieszkania, część z nich trafiła do Polski; często są osłabieni, zagubieni, niesamodzielni, trudno im trafić do lekarza, a czasem wstydzą się przyznać do choroby.

- Wszystko ma swoją cenę. Pomoc Ukrainie również. Już nie tylko chodzi o finansowe obciążenia, bo przecież pomagamy Ukrainie w wielu aspektach. Ale trudno było nie przyjąć tych ludzi. Ja zawsze mówię tak: a co by było, gdybym to ja była jednym z tych ludzi? Też bym chciała, żeby mnie ktoś przyjął. Może stopniowo, w miarę jak to już się teraz ułożyło, warto jednak tych ludzi zacząć badać ? Może wdrożyć jakąś profilaktykę? Na pewno nie możemy zwracać się przeciwko tym ludziom, bo oni niczemu nie są winni. To są ofiary wojny, a my im pomagamy i pomagajmy im nadal. Oby tylko nie obróciło się to w nienawiść czy chęć wydalania wszystkich Ukraińców z Polski, bo przynieśli choroby. Nie. Absolutnie tego nie powinno być - podkreśla Małgorzata Koszela.

Eksperci zauważają, że Ukraina szybko zaopiekowała się chorymi po wybuchu wojny. - Gdy wybucha wojna, zdrowie spada często na ostatni szczebel priorytetów, a Ukraina zareagowała niesamowicie! - ocenia Joanna Ładomirska, koordynatorka medyczna Lekarzy bez Granic w Polsce, która była w Ukrainie po wybuch wojny. - Dostęp do leków był przeniesiony tam, gdzie ludzie się przesiedlali. W centrach dla uchodźców prowadzony był skryning, czyli badanie całej populacji, żeby znaleźć osoby chore. Ukraińcy wiedzieli, że sama wojna wpływa na rozwój choroby, że będzie więcej chorych osób. Naprawdę chylę czoła, bo reakcja była bardzo szybka i bardzo efektywna - mówi.

Lekarze bez granic i WHO pomagają w nowoczesnym leczeniu tej lekoopornej gruźlicy; wspierają pilotażowy program ambulatoryjnego leczenia z wykorzystaniem nowoczesnych terapii lekowych. Leczenie w domu jest standardem wytyczonym przez Światową Organizację Zdrowia. Oznacza mniejsze obciążenie dla systemu opieki zdrowotnej, a pacjentom pozwala prowadzić w miarę normalne życie rodzinne. Bo nowe leki zatrzymują zakaźność pacjentów i zapobiegają rozprzestrzenianiu się choroby. Ale najnowocześniejsze lekarstwa są też bardzo drogie. Leczenie jednego pacjenta przez pół roku kosztuje 200 tys. złotych. Na razie Polska nie musi płacić za te leki, sponsoruje je WHO oraz Lekarze bez Granic.

"Przed pandemią liczba zakażeń malała i malała, tak teraz rośnie i rośnie"

Wcześniej leki nowej generacji były w Polsce niedostępne. Dopiero pojawienie się uchodźców z Ukrainy i zaangażowanie międzynarodowych organizacji pozwoliło na nowoczesne leczenie lekoopornej gruźlicy. Z programu korzystają nie tylko uchodźcy, leki są dostępne również dla polskich pacjentów. - To taki plaster. Rząd musi jednak przygotować się na to, że zewnętrzne finansowanie może się skończyć. A jeżeli nie będziemy mieli dostępu do tych leków, to nie poradzimy sobie z lekooporną gruźlicą - alarmuje pulmonolożka.

Do leczenia gruźlicy opornej na leki przygotowuje się też szpital w Obornikach Śląskich. Budowany jest tam nowy pawilon. To budynek z zamkniętym obiegiem, okna nie będą się otwierać, będą za to izolatki z podciśnieniem.

Warunki do leczenia gruźlicy są tam bardzo dobre. 100 lat temu powstało tam sanatorium przeznaczone dla pacjentów z gruźlicą. - To było sanatorium dla VIP-ów. Przepiękny budynek, chorzy byli leczeni głównie słońcem, bo nie było leków. Leżakowali na balkonach, na specjalnych leżalniach, dostawali bardzo dobre jedzenie, odżywcze mleko kozie. Żeby im umilić czas, powstało tu niewielkie zoo, piękna oranżeria, arboretum, cudowne tereny spacerowe ze stawem, z budką dla łabędzi i z pergolami - wylicza Małgorzata Koszela. Dziś ośrodek służy głównie temu, żeby izolować pacjentów, by nie zarażali innych. Obecnie placówka ma 76 łóżek. Po remoncie będzie 12 dodatkowych miejsc.

- W najbliższych latach nie zapomnimy o tej chorobie. Bez paniki i rwania włosów z głowy, ale trzeba znów przypomnieć sobie o gruźlicy. O ile przed pandemią liczba nowych zakażeń malała i malała, tak teraz rośnie i rośnie. Trzeba przygotować się na to, że najbliższe lata takie będą. Oby jak najmniej było gruźlicy opornej na leczenie - dodaje lekarka.

Czy Polska poradzi sobie z problemem?

Eksperci podkreślają, że Polska musi przygotować rozwiązania systemowe: zaplanować finansowanie, wykształcić lekarzy, którzy zajmą się gruźlicą, bo obecnie ich brakuje. - Mamy czas. Państwo powinno jednak zauważyć ten problem, by mogło się przygotować. Żeby potem nie gasić pożaru, tylko gdy przyjdzie czas, być przygotowanym strukturalnie - uważa Ireneusz Pawlak z Dolnośląskiego Centrum Onkologii, Pulmonologii i Hematologii.

O systemowe rozwiązania apelują też Lekarze bez Granic. Organizacja domaga się m.in.: szybkiego wdrażanie najnowszych rekomendacji WHO w leczeniu gruźlicy, w tym krótszych, nowoczesnych terapii lekowych oraz bardziej rygorystycznego i odpowiedzialnego podejścia do stosowania prawa patentowego, żeby ceny leków nie były zbyt wysokie. - Nie wystarczy łatanie dziur. Odpowiedź na gruźlicę musi być lokalna i globalna. Trzeba do tego podejść systemowo, bo gruźlica była, jest i będzie - podsumowuje Joanna Ładomirska.

Posłuchaj:

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

TOK FM PREMIUM