Dmuchasz i wiesz, czy masz COVID-19. Pomysłem polskiej firmy zachwycił się Duda. Ekspert ma poważne wątpliwości
Wyglądem przypomina nieco biletomaty albo kolejkomaty, które na pocztach czy w urzędach wydają papierowe numerki. Spory ekran, obok doczepiony wężyk z ustnikiem, w który musimy dmuchnąć. Tyle ma wystarczyć, żebyśmy dowiedzieli się, czy jesteśmy zakażeni koronawirusem.
Taką wizję roztacza firma ML System spod Rzeszowa, w której powstał Covid Detector. Cała Polska po raz pierwszy usłyszała o nim w lutym. Wówczas do siedziby firmy przyjechał prezydent Andrzej Duda. Zapowiedział prezentację „najnowszego i niezwykłego produktu", którego badania kliniczne - jak mówił - rozpoczną się w najbliższych dniach. A potem urządzenie miało trafić do masowej produkcji. Prezydent mówił o swojej dumie, że firma z Podkarpacia dokonała odkrycia, na które wyczekiwał cały świat.
Szef i założyciel firmy Dawid Cycoń opowiadał wówczas, że Covid Detector wyglądem przypomina komputer. Urządzenie wyposażone zostało w bardzo precyzyjny czujnik, a prototyp opracowano w przeciągu ledwie kilku miesięcy. Prezes mówił też, że urządzenie wykryło u niego zakażenie, które później potwierdził innymi testami. Poza tym stwierdził, że Covid Detector można dowolnie konfigurować, co pozwala wykrywać kolejne mutacje wirusa, a wynik badania dostępny jest natychmiast. Wyjaśnił też, że przetestowanie jednej osoby kosztować będzie tylko dwa złote. Czyli tyle, ile jednorazowy ustnik.
A ceny akcji rosną
Tego samego dnia firma podała, że komisja bioetyczna przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Rzeszowie pozytywnie zaopiniowała przeprowadzenie badania klinicznego wynalazku. Przy okazji w górę poszybowały... ceny akcji ML System.
Po dwóch miesiącach, w połowie kwietnia, pojawiła się informacja, że "badania podstawowe" zostały zakończone. Choć spółka napisała, że wyników jeszcze nie zna, to po kilku dniach dowiedzieliśmy się, będzie podpisywać z Przedsiębiorstwem Państwowym „Porty Lotnicze" list intencyjny. Przedsiębiorstwo deklaruje, że urządzenie mogłoby być testowane na lotnisku w Warszawie. Oczywiście z zastrzeżeniem, że zostanie dopuszczone do użytku jako wyrób medyczny z potwierdzoną skutecznością.
Poza tym znów ceny akcji poszybowały w górę.
Minął kolejny miesiąc. W połowie maja spółka opublikowała kolejny komunikat, w którym poinformowano, że cząstkowy raport z badań klinicznych potwierdził skuteczność wynalazku. Po tej informacji list intencyjny podpisały z ML System władze lotniska w podrzeszowskiej Jasionce, później firma ALAB Laboratoria i spółka Diagnostyka, które chciałyby wykorzystywać Covid Detector w profesjonalnej diagnostyce. .
Fotowoltaika, inteligentne wiaty, ławki i... Covid Detector
ML System nie jest jednak firmą produkującą sprzęt medyczny, zajmuje się bowiem fotowoltaiką. Wśród swoich produktów do tej pory miała moduły fotowoltaiczne, fotowoltaiczne ławki czy inteligentne wiaty przystankowe. Już w czasie pandemii koronawirusa opracowała szklaną przegrodę wirusobójczą i automatyczne urządzenie do dezynfekcji, które odkaża promieniowaniem UV.
- Fotowoltaikę każdy postrzega jako tę fotowoltaikę klasyczną, montowaną na dachach domów jednorodzinnych, na farmach fotowoltaicznych. To, co my tworzymy w naszych laboratoriach i zakładach produkcyjnych, to ultracienkie warstwy, których grubość wynosi kilka nanometrów - powiedział w rozmowie z nami prezes firmy ML System Dawid Cycoń. - Z fizyką kwantową i atomową mamy styczność na co dzień, tak samo z kropkami kwantowymi, które mają budowę bardzo podobną do koronawirusa, ponieważ to też jest kula z wypustkami, ale dziesięciokrotnie mniejsza - stwierdził.
- Zatem skoro potrafimy obserwować, funkcjonalizować, układać takie warstwy zbudowane z dużo mniejszych i bardziej skomplikowanych struktur niż wirusy, to koronawirus wydawał się dla specjalistów laboratorium ML System dosyć łatwy - przyznał prezes. - Gdy wystąpiłem z naszą koncepcją do środowisk medycznych i naukowych, to traktowano nas z dużą dozą marginesu. Mieliśmy spory problem, żeby sparametryzować urządzenie, bo skąd dostać wirusa? Dopiero przy drugim lockdownie, jak wirusów wszędzie było dookoła pełno, było łatwiej o materiał. Potem to już się potoczyło szybko. Stworzyliśmy urządzenie w rok, a de facto takie urządzenia buduje się latami - wyjaśnił.
Prezydent Andrzej Duda w siedzibie firmy ML System Jakub Szymczuk/KPRP
Prezes Cycoń wyjaśnił też, że dzięki wysokiej liczbie zakażonych szybko udało się uzyskać próbę statystyczną, a Covid Detector to nie pojedyncze urządzenie, tylko cały system, który wykorzystuje spektroskopię rozproszeniową.
- Urządzenie pomiarowe zbudowane jest z sondy, na której końcówce i początku są skomplikowane układy optyczne połączone światłowodem. Z tyłu jest z jednej strony laser, który świeci w odpowiedniej częstotliwości, przez co wzbudza w odpowiedni ruch cząstki koronawirusa – tak wyjaśnił sposób działania wynalazku. - Ten ruch z kolei jest wychwytywany przez drugi układ optyczny, drugi światłowód, który prowadzi do przetwornika obrazu wysokiej rozdzielczości, który z kolei zamienia sygnał na obraz cyfrowy. Ten obraz przesłany jest do naszych serwerów umieszczonych w centrali, gdzie potrafimy odczytać, przeanalizować i odpowiedzieć, co z niego wynika. Do tego wszystkiego dochodzą oczywiście skomplikowane algorytmy - dodał.
COVID-19 w wydychanym powietrzu? Ekspert ma poważne wątpliwości
Wizja rozwoju wynalazku jest odważna, a spółka cały czas ma nadzieję, że Covid Detector przyjmie się na świecie. Jak niedawno poinformowała, z częściowego raportu wynika, iż skuteczność kliniczna została potwierdzona. A prezes Cycoń mówił nam, że przebadanych zostało ponad 700 osób, wykonano ponad 5 tys. prób pomiarowych. Powiedział, że to są ilości, gdzie „przypadku nie ma". - W zakresie specyficzności to 97 proc. skuteczności, w zakresie czułości prawie 87 proc., natomiast w przypadku dużej wiremii, czyli początku zakażenia, kiedy osoba jest bardzo zakaźna, to nawet 94 proc. - informował. Jak stwierdził, są to „bardzo dobre wyniki", które można porównać z „najlepszymi testami antygenowymi na rynku".
Jednak część znanych wirusologów trudno namówić do rozmowy o wynalazku podrzeszowskiej firmy. Tłumaczą, że niewiele o nim słyszeli, a przede wszystkim nie widzieli wyników badań, na które w swoim komunikacie powołuje się spółka.
Prof. Krzysztof Pyrć zamieszanie wokół wynalazku nazywa absurdem. - Na ten moment nie widziałem żadnych solidnych wyników badań. Wykorzystanie metody fizycznej do wykrywania tego wirusa będzie bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Wirus SARS-CoV-2 jest prawie identyczny, jeżeli chodzi o budowę, wielkość i gęstość do innych koronawirusów, a nawet wirusów należących do innych rodzin. Nawet rozróżnienie wirusa od białek i kompleksów białkowych w komórce może stanowić wyzwanie - powiedział wirusolog.
- Detekcja wirusa i rozróżnienie poszczególnych gatunków wymaga bardzo dokładnego określenia, co się w jego środku znajduje. Aby określić, co to jest za wirus, wykorzystujemy zazwyczaj identyfikację genetyczną lub określamy czy w materiale obecne są konkretne białka wirusowe – podkreślił profesor. I dodał, że bez tego ciężko odróżnić wirusa SARS-CoV-2 od wirusa, który powoduje zwykłe przeziębienie. - Szczerze mówiąc, jestem sceptycznie nastawiony do tego rozwiązania. Warto oczywiście próbować, ale dopóki nie zostaną przedstawione konkretne wyniki, pozostanę sceptyczny. Mówię oczywiście o wynikach, a nie oświadczeniu prasowym - stwierdził ekspert.
Skąd tak duży sceptycyzm? Wirusolog wyjaśnił, że wirusy są obiektami niezwykle małymi. - Aby lepiej uświadomić sobie, jak są małe, warto zdać sobie sprawę, że wirus ma średnicę 100 nanometrów. Jeden milimetr ma tysiąc mikrometrów, a jedna dziesiąta tego mikrometra to właśnie rozmiar wirusa. Jest to rozmiar poniżej rozdzielczości mikroskopów optycznych. Zobaczyć go możemy dopiero z wykorzystaniem mikroskopii elektronowej – tłumaczył prof. Pyrć.
- Chociaż istnieją metody pozwalające na analizę obiektów tego rozmiaru, rozróżnienie poszczególnych gatunków wirusów od siebie, czy nawet innych elementów komórkowych z wykorzystaniem proponowanych metod wydaje się nierealne - ocenił. I jak podsumował, dopóki nie zostaną zaprezentowane konkretne dane, a metoda nie zostanie zweryfikowana zewnętrznie, to jego zdaniem nie ma podstaw do jakichkolwiek rekomendacji lub nawet dyskusji o tej metodzie.
SARS-CoV-2, katar, gruźlica. "To może być wielofunkcyjne urządzenie"
Jak powiedział nam prezes ML System, opracowaniem wynalazku zajęli się specjaliści od fotoniki i fizyki kwantowej, ale też specjaliści od budowy laboratoryjnych urządzeń wykorzystujących spektroskopię rozproszeniową. A przy programowaniu algorytmu pracował "duży zespół informatyków, fizyków i matematyków".
Nie chciał jednak zdradzić, czy jego firma z kimkolwiek współpracuje przy tym projekcie albo czy korzystają z wiedzy innych ośrodków badawczych i firm. - Tu wchodzimy w naszą kuchnię kompetencji, więc nie chciałbym się dzielić wszystkim - stwierdził. - Nie jest tajemnicą, że każdy szanujący się producent urządzeń laboratoryjnych związanych ze spektroskopią ma projekt dotyczący detekcji wirusów. Są na rynku urządzenia, które detektują zawartość narkotyków, korzystają z nich służby celne na granicach. To nie jest tak, że my wymyśliliśmy spektroskopię rozproszeniową, my ją sparametryzowaliśmy pod koronawirusa i przeskalowaliśmy do skali przemysłowej. Uważam, że to duże osiągnięcie - przyznał Cycoń.
Zapewnił też, że twórcy wynalazku dołożyli wszelkich starań, aby urządzenia nie dało się oszukać. Choć oczywiście nie można wykluczyć złej woli badanego, który może znaleźć sposób na zafałszowanie wyniku. - Jest zbudowany cały system analityczny, urządzenie na początku włączenia, na początku dnia, kalibruje się do tła i zewnętrznych warunków. Czyli ma odpowiednią temperaturę, wilgotność powietrza i tak dalej, pewne sygnały traktuje jako tło, aby wycinać w obrazowaniu niepotrzebne elementy jako szumy - wyjaśnił prezes. - Dopiero potem, jak ktoś dmucha, to widzi odpowiednią sekwencję i komputer oblicza czy ten wydmuch jest dobrej jakości. Jeżeli wydmuch jest za słaby, niepewny, zabrudzony, to wtedy urządzenie sygnalizuje, żeby dmuchnąć jeszcze raz. To zadanie domowe również zostało wykonane - podkreślił szef firmy spod Rzeszowa.
- Mamy dwie ścieżki dopuszczeniowe, którymi w tej chwili idziemy. Z jednej strony chcemy, żeby to urządzenie było urządzeniem profesjonalnym, czyli mamy ścieżkę profesjonalną, przeznaczoną dla firm diagnostycznych. Równoległa ścieżka to jest urządzenie do samokontroli, czyli takie, gdzie nie będzie musiał tego obsługiwać profesjonalny diagnosta, a będzie mogło być postawione gdzieś w urzędzie na wejściu w fabryce, czy w hotelu przy recepcji. Mamy już listy intencyjne z niektórymi hotelami podpisane - pochwalił się prezes ML System.
- Dzisiaj zaprogramowaliśmy czułość tego urządzenia konkretnie na SARS-CoV-2, ale nie jest powiedziane, że zwykłego kataru, grypy czy gruźlicy, a być może nawet markerów nowotworowych, nie moglibyśmy wykrywać, wykorzystując podobne algorytmy i modelowanie komputerowe. To może być w przyszłości wielofunkcyjne urządzenie - ocenił nasz rozmówca.
-
Protest rektora ws. "lex Tusk". "Nie mogę pozostać bierny". Czy profesor spodziewa się reakcji min. Czarnka?
-
"Interwencja poselska" Grzegorza Brauna. "Won, wypad z Polski!"
-
PiS zmienia ustrój w Polsce? Nie. "Wykorzystując każdą lukę w Konstytucji, buduje system alternatywny"
-
"Mężczyźni trzymali ją za włosy i gwałcili, a matka patrzyła. Czasem się uśmiechała". Dramat małych uchodźców z Ukrainy
-
Cień Rosji w tle wielkiej fuzji Orlenu z Lotosem? "W tej transakcji jest wiele znaków zapytania"
- Prace komisji ds. wpływów należy bojkotować? Miller proponuje specjalny fundusz, by zebrać pieniądze na kary
- Ryszard Petru też wystartuje w wyborach do Senatu. "Będę ubiegał się o szefostwo"
- Z otoczenia Dudy odchodzą kolejni eksperci. Dr Arendarski: "Lex Tusk" sprzeczne z prawem
- Ukraina walczy i się zmienia. Jaka będzie? "Rozumieć Ukrainę" - nowy podcast Lichnerowicz i Bendyka
- Szokujący spot PiS. Andrzej Duda zabrał głos. "Działanie niegodne"