Śmierć Izabeli z Pszczyny. "Szpital uparcie trwa w woli nieprzeproszenia rodziny"
Lekarze szpitala w Częstochowie mieli odmówić usunięcia martwego płodu 37-latce, która była w bliźniaczej ciąży - wynika z relacji jej rodziny. Medycy mieli czekać na obumarcie drugiego płodu. Kobieta ostatecznie zmarła po przewiezieniu do innego szpitala. Oświadczenie rodziny i bliskich kobiety pojawiło się w mediach społecznościowych. Śmierć wywołała wiele komentarzy. W opinii wielu osób Agnieszka jest kolejną - po 30-letniej Izabeli z Pszczyny - ofiarą restrykcyjnego prawa aborcyjnego w Polsce.
"Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki" - napisał szpital w wydanym oświadczeniu. Podał także, że pacjentka była zakażona koronawirusem.
Sprawę komentowała w TOK FM Jolanta Budzowska, radczyni prawna, specjalizująca się w błędach medycznych, pełnomocniczka rodziny zmarłej Izabeli z Pszczyny. - Uważam, że mamy zdecydowanie zbyt mało informacji, przede wszystkim dotyczących przebiegu leczenia pani Agnieszki, żeby ferować na tym etapie wyroki - podkreśliła na wstępie mec. Budzowska. Dodała, że jedynym wspólnym mianownikiem, jaki widzi na ten moment, między sprawą Izabeli a tą, jest "kwestia ewentualnego rozwijania się stanu zapalnego w organizmie matki i opóźnień, czy ewentualnych błędnych decyzji dotyczących wcześniejszych interwencji związanych z poronieniem".
Gościni audycji zwróciła uwagę, że tutaj mieliśmy do czynienia z ciążą w pierwszym trymestrze, gdy te obumarcia płodów jednak relatywnie często się zdarzają. Wskazała także, że w tym przypadku chyba jednak lekarze nie stali przed dylematem, czy dokonywać poronienia ciąży żywej. - Ta druga ciąża, żywa, pozostawała w organizmie kobiety i jedynym postępowaniem, jakie wtedy lekarze mogli podjąć, było monitorowanie dobrostanu tego płodu np. za pomocą badania USG. Niestety on obumarł - mówiła mec. Budzowska.
- Kolejnym punktem, któremu należy się przyjrzeć, jest ewentualna, bo nie wiemy, jak wyglądała sytuacja, zwłoka w opróżnieniu jamy macicy, jeżeli stan zapalny w organizmie kobiety miałby mieć źródło w tych obumarłych płodach - oceniła radczyni prawna. Rodzina podejrzewa, że pani Agnieszka miała sepsę, choć w oświadczeniu szpitala nie ma o tym informacji.
Podkreślała jednak, że mamy zdecydowanie za mało informacji, żeby przesądzać. - Przede wszystkim nie wiemy, co było rzeczywiście przyczyną śmierci tej pacjentki - wskazała.
Śmierć Izabeli z Pszczyny. Szpital nie przeprosił rodziny
Jolanta Budzowska wróciła też do śmierci Izabeli z Pszczyny. 30-latka, która we wrześniu 2021 roku - w 22. tygodniu ciąży, gdy odeszły jej wody płodowe - trafiła do szpitala. U płodu już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Lekarze nie zdecydowali się na usunięcie płodu - kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego.
Jak oceniła, po tym, jak sprawę nagłośniły media, Ministerstwo Zdrowia zadziałało dość szybko i zdecydowanie. - Konsultant krajowy wydał instrukcje, opublikowane w formie komunikatu MZ, jak należy postępować w sytuacji bezwodzia, na co zwracać szczególną uwagę. I co szczególnie ważne, że wszelkie decyzje powinny być prowadzone w konsultacji z kobietą. To kobieta ma prawo współdecydować, czy ryzykuje swoje życie, czy też wybiera swoje życie, bo np. ma rodzinę, której nie chciałaby opuścić - mówiła prawniczka, dodając, że działania MZ miały "charakter gaszenia pożarów, punktowej interwencji".
Kontrolę w pszczyńskiej placówce przeprowadził Rzecznik Praw Pacjenta. - Szpital wdrożył większość zaleceń Rzecznika Praw Pacjenta. Ale - uwaga - nie wdrożył fundamentalnego dla rodziny zalecenia, żeby zwyczajnie przeprosił za to, do czego doszło - za śmierć pani Izabeli. Szpital na tyle uparcie trwa w woli nieprzeproszenia rodziny, że Rzecznik Praw Pacjenta zwrócił się nawet do organu założycielskiego, do starosty pszczyńskiego, aby w ramach nadzoru skłonił, zalecił szpitalowi przeprosiny - poinformowała rozmówczyni Filipa Kekusza.
"Musimy iść krok dalej i zmienić przepisy aborcyjne"
Do prawniczki zgłaszają się kobiety, które musiały oczekiwać na obumarcie płodu, bo lekarze nie chcieli interweniować. Jak stwierdziła, wszystkie "miały więcej szczęścia - przeżyły". - Ale przeżyły też tragedię, stan, który same porównują do tortur. Ponieważ pomimo braku jakichkolwiek szans na przeżycie płodu i mimo rosnącego zagrożenia dla nich samych, lekarze nie zdecydowali się na aktywne działanie - oczekiwali na samoistne obumarcie płodu - mówiła.
Zdaniem Joanny Budzowskiej nie ma co liczyć na to, że edukacja i apelowanie do lekarzy, "żeby mieli odwagę cywilną leczyć zgodnie z aktualną wiedzą medyczną i nie obawiali się odpowiedzialności prawnej" spowoduje, że do takich sytuacji nie będzie dochodzić. - Moim zdaniem musimy iść krok dalej i zmienić przepisy aborcyjne. Absolutne minimum to powrót do tzw. kompromisu aborcyjnego - oceniła.
-
Marsz Miliona Serc zadedykowano pani Joannie, ale nikt jej nie zaprosił. "Moja historia została wykorzystana"
-
Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
-
Spór o religię w lubelskim liceum. "Mamy się tłumaczyć?". Rodzice oburzeni, dyrekcja dementuje
-
Gdyby nie on, Ruda Śląska mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. "To bardzo źle, że nie został upamiętniony"
-
Wypadek na A1. Łódzka policja wydała oświadczenie: Kierowcą nie był funkcjonariusz ani jego syn
- Szef dyplomacji UE odwiedził Odessę. "Będziemy z Ukrainą tak długo, jak będzie trzeba"
- Twitter, czyli "syndrom Szymborskiej-Gołoty". Prof. Matczak o "igrzyskowości polityki" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- Wybory na Słowacji. Kolejki w Bratysławie. Kilka skarg na naruszenie ciszy wyborczej
- Orlen dba o nastroje wyborców, prezes Glapiński melduje prezesowi wykonanie zadania. A po wyborach "choćby potop"
- Mniejsze parówki, cieńszy papier toaletowy. Trwa masowe mydlenie oczu konsumentom