Niedzielski zlecił kontrolę w szpitalu, w którym zmarła ciężarna 30-latka. Placówka wydała oświadczenie
"Łączymy się w bólu z wszystkimi, których tak jak nas dotknęła śmierć naszej Pacjentki. Szczególnie z Jej Bliskimi. Ciąża, poród i połóg od wieków postrzegane są przez medyków jako jedne z najtrudniejszych momentów życia kobiety. Postęp medycyny znacznie ograniczył ryzyka w tym zakresie, ale, niestety, ciągle jeszcze ich nie wykluczył" - czytamy w oświadczeniu wydanym przez Szpital Powiatowy w Pszczynie, opublikowanym na stronie internetowej placówki.
Przedstawiciele szpitala przekonują, że "jedyną przesłanką kierującą postępowaniem lekarskim była troska o zdrowie i życie Pacjentki oraz Płodu". "Lekarze i położne zrobili wszystko, co było w ich mocy, stoczyli trudną walkę o Pacjentkę i jej Dziecko" - zapewnia placówka.
Dalej zaznacza, że całe postępowanie medyczne podlega ocenie prokuratora i "nie można ferować wyroków". Autorzy oświadczenia przekonują, że liczą na rzetelnie i uczciwe prowadzone postępowanie, które pozwoli ustalić przyczynę śmierci kobiety. "Osobną sprawą jest ocena stanu prawnego w zakresie dopuszczalności przerywania ciąży. W tym miejscu należy jedynie podkreślić, że wszystkie decyzje lekarskie zostały podjęte z uwzględnieniem obowiązujących w Polsce przepisów prawa oraz standardów postępowania" - podsumowuje szpital.
Minister zdrowia zleca kontrolę
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia o sprawę śmierci 30-latki pytany był we wtorek rano w TVN24. Poinformował, że Narodowy Fundusz Zdrowia prowadzi w tym zakresie kontrolę w szpitalu w Pszczynie. - Wolelibyśmy się nie wypowiadać do czasu zakończenia kontroli. Jest to sytuacja dosyć dramatyczna. Każde słowo dodatkowe zaogniające tę sytuację i napięcie jest niepotrzebne - zaznaczył Andrusiewicz.
Zaznaczył, że "z punktu widzenia Warszawy trudno oceniać tę sytuację", a kontrola "wykaże, czy były tam jakieś nieprawidłowości".
Śmierć 30-latki w Pszczynie
Jak podała pełnomocniczka rodziny zmarłej pacjentki, 30-letnia kobieta zmarła w szpitalu w Pszczynie wskutek sepsy, będąc w 22. tygodniu ciąży. W czasie hospitalizacji płód obumarł; pacjentka jeszcze za życia miała relacjonować rodzinie, że lekarze przyjęli "postawę wyczekującą", co wiązało się z przepisami dotyczącymi aborcji.
"Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. Zmarła pozostawiła męża i córkę" - zaznaczono w komunikacie.
Według prawniczki pacjentka w trakcie pobytu w szpitalu w wiadomościach wysyłanych do członków rodziny i przyjaciół relacjonowała, że "zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązało się z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwość legalnej aborcji" - zrelacjonowano.
Dodano, że obecnie na skutek zawiadomienia rodziny o możliwości popełnienia przestępstwa tzw. błędu medycznego, sprawą zajmuje się Prokuratura Regionalna w Katowicach, a ocena prawidłowości udzielonych zmarłej świadczeń leczniczych zostanie dokonana przez odpowiednie organy. Przepisy prawa dotyczącego aborcji zostały zmienione na skutek wyroku TK Julii Przyłębskiej z 22 października ubiegłego roku. Orzeczenie to wywołało falę protestów w całym kraju.
W poniedziałek (1 listopada) wieczorem przed budynkiem Trybunału Konstytucyjnego odbył się milczący protest w związku ze śmiercią kobiety.