Rolnicy wierzą, że "rząd na pewno nie dopuści", by zboże z Ukrainy znów płynęło do Polski. "Mamy wybory"
Polski rząd zapowiada, że nawet jeśli Komisja Europejska embarga na zboże z Ukrainy nie przedłuży, Polska nie zgodzi się na zalew naszego rynku ukraińskim ziarnem. - Zbliża się ważna data: 15 września. KE musi zapewnić warunki, aby produkty z Ukrainy były wywożone do innych krajów unijnych i przede wszystkim poza Europę. To ważny moment dla Unii Europejskiej, budowania prawdziwej solidarności całej Unii z Ukrainą - powiedział minister rolnictwa Robert Telus.
Gdyby rzeczywiście embargo zostało przez Unię Europejską zniesione, a Polska by się do tego nie zastosowała, groziłyby nam wysokie kary finansowe. - Rząd na pewno do tego nie dopuści, by zboże z Ukrainy znów do nas płynęło. Mamy wybory, oni to wiedzą, że gdyby na to przystali, to wywołają protesty rolników i nie dostaną ich głosów w wyborach. A tego na pewno się boją. Więc jestem przekonany, że nawet gdyby musieli płacić, to zapłacą, by nie stracić głosów rolników - mówi nam pan Wiesław, rolnik spod Zamościa.
Prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, Gustaw Jędrejek też jest przekonany, że rząd nie dopuści do zniesienia embarga.
- Na pewno nie możemy się zgodzić na ponowny napływ do Polski zboża z Ukrainy, bez cła, bo to rozregulowałoby nasz rynek. Zresztą, podobnie jak w przypadku czterech innych krajów, które też graniczą z Ukrainą i które zawiązały z nami taką nieformalną koalicję - mówi. Jak dodaje, tu nie chodzi o zboże od ukraińskich rolników, ale z ogromnych upraw, prowadzonych w Ukrainie przez firmy z zachodniej Europy czy Arabii Saudyjskiej.
- Jako przedstawiciel Izby Rolniczej byłem na Ukrainie kilkakrotnie. Wiem, jakie tam mają ogromne gospodarstwa, wiem, że prowadzą je zagraniczne grupy kapitałowe. Wiem też, że w tym roku mają ogromne ilości kukurydzy i rzepaku i na pewno będą to chcieli ściągnąć do Europy, w tym do Polski. Nie można do tego dopuścić - przekonuje.
Zdaniem Jędrejka "najlepiej, gdyby zboże zostało wywiezione do krajów trzecich, do Afryki, tak jak to było wcześniej zapowiadane, korytarzami solidarnościowymi". - I na to miały znaleźć się pieniądze, by dofinansować transport do krajów trzecich - dodaje.
Wyjaśnia, że na bezcłowym handlu z Ukrainą zależy m.in. wytwórniom pasz. Bo jeśli mogłyby kupić zboże ukraińskie za połowę ceny, to tylko na tym zarobią. - To jest biznes. Jeśli ktoś zajmuje się handlem czy przetwórstwem zboża, to zależy mu na tym, by ceł nie było. A w mojej ocenie, zakaz importu powinien nadal obowiązywać, przynajmniej do czerwca przyszłego roku - uważa prezes Lubelskiej Izby Rolniczej.
"Czekamy na to, że ceny pójdą w górę"
Zboże - jak podkreśla pan Mateusz, rolnik z powiatu hrubieszowskiego - jest dziś tanie. Rolnicy bardzo często trzymają je u siebie w magazynach, nie sprzedają wcale lub sprzedają tylko część. - Czekamy na to, że ceny pójdą w górę. Bo 700-800 zł za tonę pszenicy naprawdę nie daje nam żadnej satysfakcji. Ale gdyby wpuścili po 15 września zboże bez cła z Ukrainy, to będzie jeszcze gorzej. I rolnicy znów zostaną z niczym. Bo wtedy ceny na pewno nie pójdą w górę - wyjaśnia nasz rozmówca.
Zdaniem europosła PSL-u Krzysztofa Hetmana, rząd PiS przez wiele miesięcy nie robił nic, by rolnikom pomóc, a dziś szuka w Unii Europejskiej poparcia dla swoich propozycji i rozwiązań. - Chyba największym symbolem całkowitej bezradności i wywieszenia białej flagi w sprawie zboża jest list, jaki napisał polski komisarz do spraw rolnictwa w Komisji Europejskiej, Janusz Wojciechowski. List, który przysłał do prezesa PSL, Władysława Kosiniaka-Kamysza z apelem o to, aby pomógł w tej sprawie, bo on sobie nie daje rady. On nie jest w stanie przekonać innych komisarzy z Komisji Europejskiej, choć siedzi z nimi na tym samym piętrze. I nie jest w stanie przekonać kolegów, że musimy pomagać Ukrainie, ale nie kosztem polskiego i europejskiego rolnika - mówi lider Polskiego Stronnictwa Lubelskiego na Lubelszczyźnie.
Polityk nie ma wątpliwości, że rząd nie zgodzi się na przywrócenie bezcłowego handlu z Ukrainą po 15 września, bo to byłoby dla władzy bardzo niewygodne. - 15 września pan premier Morawiecki wyjdzie z pewnością z ministrem Telusem - może przywdzieją jakąś średniowieczną zbroję, podniosą miecz wysoko do góry i powiedzą, że zakaz będzie dalej obowiązywał. A Polska nie będzie wpuszczała tych czterech produktów z Ukrainy na nasz teren. A co z całą resztą? Z jajkami, z drobiem, z miodem, owocami miękkimi? Przecież wszystko do nas wjeżdża i powoduje rozpacz polskich rolników - podkreśla Hetman.
"Lokalna półka" PiS-u to dobry pomysł?
PiS chce, żeby minimum 2/3 owoców, warzyw, pieczywa, produktów mlecznych i mięsnych, które duże sklepy mają w swojej ofercie, pochodziły od lokalnych dostawców. To jeden z pomysłów programowych partii rządzącej, które ujawnia każdego dnia. Jak przekonują rządzący, takie rozwiązanie "wzmocni pozycję lokalnych dostawców względem innych ogniw łańcucha dostaw żywności". Ekonomiści i znawcy rynku piszą wprost, że to powrót do PRL i do gospodarki centralnie planowanej, która nie ma nic wspólnego z wolnym handlem.
- Pomysł ma fajną nazwę "Lokalna półka". My o to - jako rolnicy - wnioskowaliśmy od wielu, wielu lat. Powstały sieci, które dyktują na rynku ceny i do tej pory nie były zobowiązane do tego, by brać lokalne polskie produkty. Oczywiście, część marketów korzystało z tego i mają taką żywność u siebie na półkach, ale nie wszyscy z tego korzystali. W tej chwili miałoby to być uregulowane prawnie - mówi prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, Gustaw Jędrejek, którego pomysł PiS bardzo cieszy. Bo tak podkreśla - na pewno poprawi sytuację rolników, ale będzie też dobrym sygnałem dla konsumentów, którzy będą wiedzieć, skąd pochodzi marchewka, mleko czy udka z kurczaka, które kupują w sklepie.
- Tak jest w wielu krajach na zachodzie Europy i to się sprawdza. Lokalną produkcję trzeba chronić - mówią nam rolnicy z Lubelszczyzny.
Polityk PSL-u Krzysztof Hetman zwraca uwagę, że "w wielu sklepach w naszym regionie są już takie półki z lokalną żywnością". - Ale politycy PiS pewnie nawet o tym nie wiedzą, bo może nie chodzą na zakupy. Prochu nie wymyślili - uważa europoseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.
W ocenie polityka lokalnych produktów na sklepowych półkach na pewno mogłoby być więcej. - Ale co oni robili przez osiem lat swoich rządów? Teraz nagle mówią o tym pomyśle, na nieco ponad miesiąc przed wyborami, gdy doprowadzili do destabilizacji rynku rolnego w Polsce? - pyta retorycznie europoseł, który jest kandydatem koalicji Trzeciej Drogi w zbliżających się wyborach parlamentarnych.
-
Pan Jan tak trudnych czasów nie pamięta. "Nie ma nawet na utrzymanie rodziny"
-
Szef MSWiA: Poszukiwany Sebastian Majtczak został zatrzymany
-
Baszir z Iranu w zamknięciu spędził 113 dni. Teraz chce od Polski zadośćuczynienia
-
Skatowany we wrocławskiej izbie wytrzeźwień. "To nie pierwszy przypadek"
-
To nie był pierwszy wypadek Sebastiana Majtczaka? Są nowe informacje
- Ten sondaż to game changer? Władza w Polsce może się zmienić. Poseł wskazuje moment przełomowy
- Pierwszy błąd popełnili jeszcze "na mieście". Ekspert bezlitosny dla policji ws. śmierci w izbie wytrzeźwień
- Afera po publikacji filmu Wardęgi o youtuberach. Jest doniesienie do prokuratury
- Wybory. Tutaj karty do głosowania już czekają w długich szarych tubach. O co chodzi?
- Janusz Kowalski o wyższości polskiego makaronu nad włoskim. Ekspertka załamuje ręce