Student z Zimbabwe nie jest jedyny. Szpitale mają problem. "Nie mamy od kogo odzyskać pieniędzy"

Anna Gmiterek-Zabłocka
27-letni Musa z Zimbabwe, który od dwóch lat leży w lubelskim szpitalu, to niejedyny cudzoziemiec, za którego leczenie w Polsce nie ma kto zapłacić. O podobnych historiach słyszymy też w Krakowie czy Poznaniu. - Jesteśmy lekarzami i nie możemy odmówić pomocy komuś, kto jej potrzebuje, jednak w Polsce brakuje rozwiązań systemowych - rozkładają ręce medycy.
Zobacz wideo

Kilka dni temu na naszym portalu opisaliśmy historię Musy. 27-letni chłopak z Zimbabwe od prawie dwóch lat leży w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie. Uległ wypadkowi, w którym doznał poważnych obrażeń. Do dziś nie mówi, nie chodzi, nie siedzi, sam nie je. Potrzebuje stałej opieki. Nie powinien już jednak leżeć w szpitalu. Problem w tym, że żaden Zakład Opiekuńczo-Leczniczy ani inna instytucja nie chcą go przejąć, bo nie jest ubezpieczony. Jak ustaliliśmy, koszty, które poniósł lubelski szpital za opiekę nad Musą, to już ponad milion złotych. 

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Historia z Lublina nie jest jedyna. Choć nie spotkaliśmy się z inną sytuacją, gdzie koszty leczenia jednego cudzoziemca wyniosłyby aż milion złotych (i nie miałby kto za to zapłacić), to jednak problemy z mniejszymi kwotami są - jak słyszymy - niemal na porządku dziennym. 

Przykładowo, w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie na dziś zadłużenie cudzoziemców, którzy z różnych powodów nie uregulowali należności za pobyt w szpitalu wynosi około 2 milionów złotych. Chodzi o brak ubezpieczenia czy nieopłacone faktury. - Mówimy tu o około 250 takich osobach. Kwoty na niezapłaconych rachunkach wahają się od 100 złotych do nawet pół miliona złotych za osobę - przekazała TOK FM rzeczniczka szpitala, Maria Włodkowska. - Jeśli chodzi o zakres udzielanej pomocy, to obejmuje ona pełne spectrum oferowanych przez nas świadczeń zdrowotnych począwszy od wizyt w poradniach specjalistycznych czy POZ, kończąc na operacjach ratujących życie oraz pobycie na oddziale klinicznym anestezjologii i intensywnej terapii - dodała pani rzecznik. 

Dominik Podworski, rzecznik prasowy Radomskiego Szpitala Specjalistycznego wskazał nam z kolei, że w roku 2022 wystawione zostały faktury dla siedemnastu cudzoziemców, nieposiadających prawa do bezpłatnych świadczeń medycznych na terytorium RP. Chodziło o kwotę ponad 50 tysięcy zł. - Do dnia dzisiejszego nierozliczona jest kwota w wysokości 47 077,71 zł. Cudzoziemcy pochodzili z Bułgarii (11 osób), Turcji (1 osoba), Azerbejdżanu (1 osoba), Ukrainy (2 osoba), Węgier (1 osoba), Turkmenistan (1 osoba) - dodał Podworski. W I półroczu tego roku niezapłacone przez cudzoziemców faktury to ponad 10 tysięcy zł. - Cudzoziemcy pochodzili z Rumunii, Mołdawii, Indii oraz Bułgarii - dodał rzecznik szpitala w Radomiu. 

Z kolei w szpitalu w Goleniowie hospitalizowano Gruzina, który przez dłuższy czas leżał na intensywnej terapii. Koszty jego leczenia wyniosły prawie 100 tysięcy złotych. - Ale był niewypłacalny i my nie mieliśmy od kogo tych pieniędzy odzyskać - wskazywała w rozmowie z portalem politykazdrowotna.pl Katarzyna Kęcka, prezeska Szpitalnego Centrum Medycznego.

Duża placówka medyczna w Gdańsku miała ponad trzy miliony złotych niezapłaconych rachunków z tytułu leczenia osób nieubezpieczonych, choć nie robiono podziału na cudzoziemców i Polaków (np. osoby bezdomne). 

"Takich spraw jest coraz więcej"

Jak mówi nam Anna Chmielewska, członkini zarządu Fundacji Ocalenie i koordynatorka Centrum Pomocy Cudzoziemcom w Warszawie, do organizacji zgłaszają się obywatele różnych krajów. Gdy zachorują albo - podobnie jak Musa z Zimbabwe - ulegną wypadkowi, okazuje się, że nie są ubezpieczeni. Wcześniej często nie mają o tym pojęcia. Wielu myśli, że skoro podpisało "jakąś" umowę z pracodawcą, to może liczyć na bezpłatną pomoc medyczną. 

- Spraw dotyczących praw pracowniczych mamy bardzo dużo. Obserwujemy, że osoby cudzoziemskie zgłaszają się do nas, przedstawiają nam umowy, które podpisały w języku polskim, nie wiedząc do końca, co w nich jest. Gdy czytamy te dokumenty, okazuje się, że nie są to umowy o pracę. Pracodawca nie jest w nich zobowiązany do płacenia żadnych składek. Staramy się podjąć walkę o prawa takich osób - mówi Chmielewska. Wskazuje, że nieubezpieczone są też nierzadko kobiety w ciąży.

Szpital ma obowiązek przyjąć pacjenta czy pacjentkę w sytuacji zagrożenia życia. Jeśli jest nieubezpieczony czy nieubezpieczona, może się potem domagać zwrotu poniesionych kosztów - bywa, że sprawa trafia do windykacji. 

Taka sytuacja miała miejsce m.in. w jednym ze szpitali w Krakowie, gdzie pobyt pacjenta kosztował ponad 400 tysięcy złotych. Podobnie było w dużym szpitalu w Katowicach - tu rodzina pacjenta z jednego z krajów azjatyckich zebrała środki, by spłacić zadłużenie za leczenie chorego w Polsce.

- Nasze doświadczenia w zakresie leczenia cudzoziemców bez ubezpieczenia dotyczą najczęściej bezpośredniego zagrożenia życia. W tym kontekście kwestie formalnego statusu mają dla nas charakter wtórny. Często nie mamy nawet możliwości sprawdzenia, czy pacjent przebywa na tzw. karcie pobytu, czy na przykład dopiero oczekuje na jej wydanie - mówi TOK FM Tomasz Dolata, rzecznik Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego im. Józefa Strusia z Zakładem Opiekuńczo Leczniczym SPZOZ w Poznaniu.

- Szpital jest instytucją powołaną do ratowania ludzkiego zdrowia i życia, a nie do sprawdzania statusu pacjenta - cudzoziemca/migranta - dodaje. Wskazuje też, że w kwestii odpłatności możliwości są dwie: albo pacjent jest ubezpieczony, albo musi samodzielnie ponosić koszty leczenia. - W przypadku nieuregulowania należności szpital stara się dochodzić swoich środków na drodze prawnej - wyjaśnia Dolata. 

Nie zawsze jest to łatwe, bo część migrantów nie ma stałego miejsca pobytu czy adresu zameldowania, inni wyjeżdżają z Polski i nie wiadomo, gdzie ich szukać.

Co ważne, gdy pacjent jest nieubezpieczony, a jego sytuacja życiowo-ekonomiczna jest szczególnie podbramkowa, szpital może się zwrócić o pomoc do miejscowego wójta czy burmistrza. Tak dzieje się m.in. w przypadku wcześniej wspomnianych osób w kryzysie bezdomności. W takich wypadkach finansowy los pacjenta pozostaje w rękach wójta, burmistrza lub prezydenta. Ten może przyznać prawo do bezpłatnych świadczeń medycznych na okres maksymalnie 90 dni. Dotyczy to jednak głównie Polaków, a nie cudzoziemców. 

"Brakuje rozwiązań systemowych"

Z leczeniem migrantów - od sierpnia 2021 roku, czyli od początku kryzysu na polsko-białoruskiej granicy - ma do czynienia Samodzielny Publiczny ZOZ w Hajnówce na Podlasiu. Leczono tu już około pół tysiąca migrantów. Tu nie ma jednak problemów ze zwrotem kosztów leczenia. Szpital wystawia rachunek Straży Granicznej, a ta reguluje wszystkie faktury. - Do tej pory nie mieliśmy problemów z uzyskaniem płatności. Dodam, że chodzi o świadczenia ratujące życie i zdrowie. Również nie mieliśmy sytuacji, w której nikt nie chciał przejąć opieki nad takim pacjentem po zakończeniu hospitalizacji. Najczęściej takiego pacjenta odbiera funkcjonariusz Straży Granicznej - mówi TOK FM wicedyrektor szpitala Tomasz Musiuk. 

Kilka lat temu opisywaliśmy historię młodego Ukraińca, pobitego w centrum Lublina, u którego - po pobiciu - konieczna była operacja. Okazało się, że chwilę przed zdarzeniem stracił ubezpieczenie. Udało się pomóc dzięki wsparciu słuchaczy TOK FM, internautów i Stowarzyszenia Homo Faber.

- W Polsce brakuje rozwiązań systemowych. My jesteśmy lekarzami i nie możemy odmówić pomocy komuś, kto jej potrzebuje. Również jeśli jest to ktoś o innym pochodzeniu etnicznym, religii, orientacji seksualnej czy narodowości. Mnie to kompletnie nie interesuje. Mnie zależy na tym, by pomóc. Ale na pewno przydałyby się rozwiązania systemowe, by wiedzieć, jak w takiej sytuacji działać i kto ma za to płacić - mówi pan Wojciech, jeden z lekarzy. 

- Dziś jest tak, że migrantów postrzegamy głównie w kategoriach rynku pracy. Nie mamy polityki migracyjnej, która regulowałaby wiele kwestii, w tym szczegółowy dostęp do ochrony zdrowia. Myśląc o polityce migracyjnej, musimy pamiętać, że to nie są tylko osoby, które wspomogą nas w wypełnianiu luki w pewnych sektorach. Konieczne jest patrzenie długofalowe i świadomość, że to może pociągać za sobą koszty, w tym koszty dostępu do systemu ochrony zdrowia - mówi prof. Patrycja Matusz, prorektorka Uniwersytetu Warszawskiego, od lat zajmująca się migracjami.

- Mamy przecież w Polsce pracowników w szarej strefie, za których nikt nie odprowadza składek na ubezpieczenie. I oni również w pewnym momencie mogą być w sytuacji zagrożenia życia, np. ulec wypadkowi. Gdy trafią do polskiego systemu ochrony zdrowia, natychmiast pojawi się pytanie, kto ma płacić. To sytuacja wieloaspektowa i skomplikowana - dodaje. Podkreśla, że potrzebne są zmiany w całym systemie, a nie działania doraźne. 

TOK FM PREMIUM