"Jestem ultraortodoksyjną Żydówką i teściową leworęcznego rebego". O świecie europejskich chasydów w XXI wieku [FRAGMENT KSIĄŻKI]

"Opisuję w tej książce prawdziwych ludzi" - zaznacza autorka we wstępie "Minjan", książki opartej na relacjach ze spotkań z belgijskimi, ortodoksyjnymi Żydami. Esther pije herbatę tylko ze szklanek, a Dan zbiera monety o nominale 2 euro. Jaki jest dzisiejszy świat chasydów? Jak żyć tu i teraz nie zapominając o trudnej przeszłości, tradycjach i religii? Czy można budować bliskie relacji i być życzliwym w stosunku do innych, pomimo dzielących nas różnic?
Zobacz wideo

Książka J.S. Margot pt. "Minjan. Moje spotkania z ortodoksyjnymi Żydami" ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne. Poniżej prezentujemy fragment książki:

Odczyt. Rozdział 1

A potem któregoś popołudnia Esther znów zasiada wśród publiczności odczytu.

Nie zauważyłabym jej, gdyby nie to, że jeden z widzów, mężczyzna, który przedstawił się jako „biolog z zawodu, a po godzinach przewodnik po naturze miejskiej", zadał pytanie, na które nie miałam odpowiedzi, i Esther poczuła się zobowiązana udzielić jej w moim imieniu – i to jak!

Mówiłam przez półtorej godziny, teraz nadeszła kolej na zebranych. Mężczyzna siedzący w środku wypełnionej sali podnosi rękę jako pierwszy i dostaje mikrofon od organizatorów. Opisuje – na szczęście niezbyt rozwlekle – siedlisko, w którym udziela się jako przewodnik po naturze. Jest to park miejski, w szczególności okolice sadzawki, która od lat ma tak niski poziom wody, że wyniosły się stamtąd łabędzie, kaczki i ryby, i która zdążyła się zamienić w grzęzawisko. Tłumaczy, że suszę powodują rozległe okoliczne place budów firm, które wypompowują z miasta wody gruntowe i w żaden sposób nie odprowadzają ich z powrotem, co wydaje mu się praktyką budzącą wątpliwości i nieakceptowalną, ale – jak mówi – on nie o tym, on chce porozmawiać o żywotności natury, przypominającej mu żywotność narodu żydowskiego, narodu, który on sam ogromnie podziwia, między innymi za to, iż naród ten ciągle zaczyna od początku, to coś, co naprawdę szanuje, podobnie jak szanuje siłę natury, gdyż tam, przy sadzawce, na tę chwilę kwitnie życie, oczywiście nie takie jak wcześniej, ponieważ coś, co zostało zniszczone, może się co najwyżej naprawić, ale nigdy nie będzie takie samo, tak czy inaczej, w tej sadzawce, która wskutek braku wody stała się unikatowym zieleńcem z roślinami i kwiatami, motylimi krzewami, trzcinami, pierwiosnkami… obecnie rośnie także niepozorna roślinka zwana jarnikiem solankowym, Samolus valerandi, i to właśnie clou, do którego zmierza, szkoda tylko, że nie może pokazać mi tej rośliny, powinien był zerwać jedną i przynieść na odczyt, bo to prawdziwa ślicznotka, ta rozetowata roślina, która latem ma białe kwiatki zebrane w kielich pełen grubych, pozbawionych włosków liści, jest spokrewniona z sałatą, ale przy tym mięsista i słonawa jak zarośla porastające wydmy.

– Proszę pana…

– Tak więc Samolus, czy też jarnik. O nim chcę porozmawiać.

– Nie jesteśmy na lekcji biologii – zauważa moderatorka, która czuwa nad przebiegiem rozmowy.

– Moje pytanie do autorki: zakładam, że zna pani słowo „samolus"?

Cisza. Wszyscy z nadzieją zwracają oczy w moją stronę i wysoko unoszą brwi.

– Nigdy go nie słyszałam – odpowiadam i dodaję, że moją mocną stroną jest raczej język, nie biologia. – Czy mógłby mi pan wytłumaczyć, dokąd zmierza pana pytanie?

– Nie zna pani tego słowa?! – upewnia się. Jego głos przepełnia udawane zaskoczenie osoby, która doskonale wie, że odpowiedź na jej pytanie będzie brzmiała przecząco. Otrząsam się, słysząc ten zdziwiony ton, kryjący w sobie poczucie wyższości.

– Nigdy go nie słyszałam.

– A przecież napisała pani książkę o Żydach.

– Napisałam książkę o pewnej żydowskiej rodzinie.

– Czyli zna pani hebrajski.

– Nie. Znam głoski. Znam kilka wyrażeń. Jeśli bardzo się postaram, potrafię przeczytać alfabet. Nie mówię po hebrajsku.

– A więc nie wie pani, że „semol" pochodzi z hebrajskiego?

– Nie. Nie wiem i nic mi to nie mówi.

– „Smol", z niemym „e", znaczy po hebrajsku „lewy". Lewy, czyli przeciwieństwo prawego. Tak mi przynajmniej powiedziano. A „smola" znaczy „w lewo". Czyli wie pani teraz, skąd pochodzi nazwa tej rośliny?

– Nie wiem, o czym pan mówi.

– Pochodzi stąd, że Żydzi mogą ją zrywać wyłącznie lewą ręką. Samolus. Lewy. Lewa ręka. Rozumie pani?

– Yyy…

– Pewnie domyśla się już pani mojego pytania.

– Właściwie to nie.

– Dlaczego Żydom wolno zrywać tę roślinę tylko lewą ręką?

W sali aż dźwięczy od pełnej oczekiwania ciszy. Wyczuwam też lekką konsternację. Podejrzewam, że nie jestem jedyną osobą, którą kaleczą ostre brzegi uprzejmości tego jegomościa.

– Nie mam pojęcia.

– Z jakiego powodu wolno zrywać jakąś roślinę wyłącznie lewą ręką? – powtarza, ignorując moją odpowiedź.

– Jak już powiedziałam, nie mam pojęcia. Czy to roślina jadalna?

– Nie. I nie jest także kwiatem ciętym.

– Po co w takim razie zrywać roślinę, która nie nadaje się do zjedzenia i nie trafi do wazonu? – odpowiadam pytaniem, niechętnie wchodząc w temat.

– Miałem nadzieję, że pani mi to wytłumaczy – odpowiada.

Kręcę głową i rzucam prowadzącej spojrzenie, które ma mówić: „Ratunku".

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

W tym momencie wstaje jakaś kobieta.

Prowadząca udziela jej głosu.

– Czy mogłabym odpowiedzieć temu panu? – pyta kobieta.

Rozpoznałabym jej głos wśród tysiąca innych. Esther!

Przewodnik po naturze oddaje jej mikrofon. Zanim podejmie wątek, Esther jak profesjonalistka dmucha w urządzenie. Kiwa z zadowoleniem głową, słysząc, jak echo jej oddechu roznosi się po sali. Patrzy mi prosto w oczy i publicznie się przedstawia.

– Dzień dobry. Jestem ultraortodoksyjną Żydówką i teściową leworęcznego rebego. To właśnie dzięki niemu, mężowi mojej córki, jednej z moich córek, znam odpowiedź na pańskie pytanie. Bo być może to pana zdziwi, być może nie ma pan takiej świadomości, ale życie religijne Żyda leworęcznego jest jeszcze bardziej skomplikowane niż Żyda praworęcznego.

Płonę z radości, jakbym ponownie spotkała przyjaciela, którego uważałam za straconego. Esther uśmiecha się do mnie – tylko ja wiem, co to oznacza, i dostrzegam łączącą nas nić porozumienia.

Opowiada mężczyźnie, że u niej w domu mówiło się w jidysz i tylko trochę zna hebrajski, ale akurat przypadkiem wie, że – „tak, ma pan rację" – „smol" znaczy „lewy", zatem nazwa rośliny Samolus może z powodzeniem wywodzić się z hebrajskiego. Następnie z cudowną rezerwą zauważa:

– Ale czyż nie wszystko wywodzi się z hebrajskiego?

Niewątpliwie wykazuję największy entuzjazm z tych kilku osób, które śmieją się z jej żartu razem z nią. Wolałabym, żebyśmy siedziały teraz w jednej z naszych knajpek, a nie w tej salce.

Esther przywołuje najróżniejsze wzięte z Tory i Talmudu instrukcje dotyczące prawej i lewej strony.

Mezuza wisi w prawym górnym rogu framugi drzwi.

Zwoje Tory należy zapisywać prawą ręką, podobnie jak zwitki pergaminu w każdej mezuzie.

Zwój Tory chwyta się w szulu prawą ręką i nosi się go na prawym ramieniu. Nigdy nie styka się z lewym ramieniem.

– Kubek kiduszowy unosimy prawą ręką. Prawa strona to dla nas, Żydów, dobra strona – ciągnie.

Pobożni Żydzi wkładają ubranie najpierw na prawe ramię, stopę czy nogę, a dopiero później na lewe.

– Podczas rozbierania kolejność jest odwrotna: im dłużej prawa strona pozostaje ukryta pod ubraniem, tym lepiej. Najpierw myjemy prawą dłoń, a potem lewą. A jeśli zgubię się w drodze do domu i nie będę wiedziała, czy skręcić w prawo, czy w lewo, wybiorę prawo, tak jak radzą mi święte księgi. Ale, ale, ale: mężczyźni owijają tefilin, czarny rzemień modlitewny z pudełkami, na lewym ramieniu. Dlatego że po tej stronie bije serce. Dlatego też w czasie modlitwy trzymają rzemyki w lewej dłoni. Gdy człowiek się modli, jego serce i głowa powinny być połączone.

W sali panuje cisza jak makiem zasiał. Część osób obróciła się w stronę Esther. Inni słuchają uważnie, ale nadal patrzą na scenę, gdzie ja – pełna dumy i wdzięczności – niemal unoszę się pod sufit.

Jej niewzruszenie. Jak tankowiec. Jej tożsamość religijnej Żydówki, tak silna, że aż robi się nieswojo. Jej wiedza teoretyczna w temacie: większość kobiet, a może i mężczyzn, nie potrafiłaby tak po prostu z niej skorzystać.

A do tego świetnie przemawia.

– Dziękuję – mówi prowadząca. – Pani opowieść bardzo dużo wnosi. Myślę, że każdy się z tym zgodzi.

W sali rozlega się szum aprobaty.

Mężczyzna prosi o mikrofon. Długo dziękuje Esther – zdaje się, że jest pod wrażeniem. Cuda wciąż się zdarzają.

– A wie pani może też, czy są jakieś wytyczne od Boga dotyczące zrywania roślin lewą ręką? – pyta.

– Jeszcze nigdy nie słyszałam o tamtej roślinie – odpowiada. – Musiałabym spytać męża. Nasi mężczyźni wiedzą wszystko. Podobnie jak u was.

Parsknięcia. Gwizdy. Ludzie trącają się łokciami.

– To może szybko zadzwoni pani do męża? – włączam się żartobliwie do rozmowy.

Rozlegają się śmiechy, ale ja mówię poważnie. Gdyby Esther tu i teraz zadzwoniła do Aharona, byłoby to dla mnie równie wspaniałe co niezapomniane. Wiem, że w swojej czarnej torebce ma telefon.

Esther nie reaguje na moją prośbę. Zwraca się znów do mężczyzny:

– Przykro mi, że nie mogę odpowiedzieć na pańskie pytanie. Bardzo dobrze zna pan miejską sadzawkę. Może wie pan także, że dla nas, pobożnych Żydów, wyschnięty staw oznacza stratę.

Teraz to on kręci głową.

– Rosz ha-Szana, Jom Kipur. Za dwa tygodnie nadejdzie czas na taszlich. – Esther zerka na scenę. – Mogę zająć jeszcze chwilkę?

– Proszę bardzo – zachęcamy z prowadzącą, a cała sala entuzjastycznie potakuje.

– Niedługo będziemy świętować Rosz ha-Szana, żydowski Nowy Rok, a potem nastąpi Jom Kipur, Dzień Pojednania. W czasie Rosz ha-Szana nasi rabini śpiewają i nas błogosławią, a my wrzucamy okruchy chleba do zbiornika wodnego, który zazwyczaj jest pełen wody i ryb. Okruchy symbolizują nasze grzechy z ubiegłego roku, nasze złe myśli, mniej piękne cechy naszego charakteru: próżność, zawiść, egoizm, chciwość, potrzebę przekraczania granic, których lepiej byłoby nie przekraczać… Gdy ryby zjedzą okruchy, nasze grzechy i niedozwolone myśli z całego roku ulegają skreśleniu. Od kiedy pamiętam, odprawialiśmy taszlich, bo tak się nazywa ten rytuał, w parku miejskim. Ale nie w ubiegłych latach. Musimy znaleźć inny zbiornik wodny, bo w parkowej sadzawce nie ma już wody ani ryb. Nikt nie zjada naszych grzechów.

– Zawsze jest Skalda – wykrzykuje ktoś.

Rozbrzmiewa śmiech. Humory dopisują.

– Podczas taszlichu przestrzegamy praw dnia świątecznego. Nie można wtedy korzystać z transportu, a Skalda jest za daleko od domu, zwłaszcza dla starszych osób, które mają problemy z chodzeniem.

Parę osób kręci głowami i coś mruczy. Nie wiem, co nimi kieruje: niezrozumienie, niedowierzanie, pytanie, dlaczego pobożni Żydzi tak utrudniają sobie życie?

– To co robicie? – pyta ktoś, przekrzykując hałas.

– Wymyślamy rozwiązania – odpowiada Esther. – Od tysięcy lat świetnie nam to idzie.

I prosi o pozwolenie, żeby usiąść. Bo to nie jej odczyt, tylko mój.

Zdaję sobie sprawę z tego, jaką jestem ignorantką.

Nie wszystko, ale wiele z tego, co mówi Esther, to dla mnie nowość. To absurd, że ja ze swoją opartą na osobistych doświadczeniach książką uchodzę wśród wielu nieżydowskich czytelników za specjalistkę od społeczności żydowskiej. To absurd, że mnie samej czasem się wydaje, że nią jestem, bo w salkach takich jak ta nigdy nie mam merytorycznej przeciwwagi w postaci rozmówców kalibru Esther. W kraju ślepych jednooka jest królową.

Przemyka mi przez myśl, że musimy z Esther wyruszyć na wspólne tournée. A przy okazji, w drodze do domów kultury i bibliotek w najodleglejszych zakątkach Flandrii i Holandii, mogłabym ją nauczyć prowadzić samochód.

'Minjan. Moje spotkania z ortodoksyjnymi Żydami'. J.S. Margot'Minjan. Moje spotkania z ortodoksyjnymi Żydami'. J.S. Margot Wydawnictwo Czarne - okładka książki

J.S. Margot (właśc. Margot Vanderstraeten) to belgijska dziennikarka i pisarka. Jest autorką siedmiu powieści, m.in bestsellerowej "Mazel tow. Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych Żydów".

J.S. Margot (właśc. Margot Vanderstraeten)J.S. Margot (właśc. Margot Vanderstraeten) Fot. Tom Van Nuffel, Wydawnictwo Czarne

TOK FM PREMIUM