"Afganka z kotem to międzygatunkowa rodzina". I będzie ich coraz więcej
"Jeśli będziecie wiedzieć o zwierzętach z Afganistanu, które utknęły na naszej granicy ze swoimi ludzkimi rodzinami, jestem do dyspozycji, by szukać opcji pomocy" - napisała kilka dni temu na swoim profilu w mediach społecznościowych adwokatka Karolina Kuszlewicz, prawniczka zajmująca się ochroną praw zwierząt.
Tego samego dnia okazało się, że na polsko-białoruskiej granicy, w grupie uchodźców koczujących w miejscowości Usnarz Górny, jest kot - prawdopodobnie rasy brytyjskiej. Jak podawała Fundacja Ocalenie, przyjechał ze swoimi opiekunkami z Afganistanu. Podobnież "ciągle za nimi szedł", więc „się ugięły i zabrały go ze sobą". Ma na imię Fijuz.
Zdjęcia młodej Afganki trzymającej na rękach kota Fijuza błyskawicznie obiegły media społecznościowe, wywołując lawinę komentarzy. Wiele osób oferowało pomoc - transporter, jedzenie, jakiś dom tymczasowy. Nie brakowało jednak teorii spiskowych i opinii o tym, że tylko głupcy "kupią" ckliwą historię zwierzaka na granicy. Bo jak to możliwe, że "ten gruby kot przeszedł 5 tys. kilometrów", dlaczego tak dobrze wygląda i "jakim prawem" w ogóle uchodźcy mogą mieć kota, w dodatku rasowego?
- Pod względem patrzenia na zwierzęta w kontekście humanitarnej ochrony przed konfliktami i ochrony analogicznej do uchodźczej jesteśmy na samym początku - na jakiejś maleńkiej kropeczce do bardzo długiej prostej, którą musimy przejść, żeby ten temat przyjąć - mówi nam Karolina Kuszlewicz. - Niestety w Polsce polityczny stosunek rządzących do uchodźców i osób szukających ochrony jest w dużej mierze negatywny. Wciąż mamy problem z innymi ludźmi, a zwierzęta zwykle jednak społecznie traktowane są dużo gorzej niż ludzie. Ostatnie wydarzenia pokazują, jak bardzo - jako państwo - nie radzimy sobie z udzieleniem podstawowej opieki humanitarnej ludziom, nie mówiąc o ich zwierzętach. Temat zwierząt uchodźców póki co jest abstrakcją - dodaje.
Podkreśla, że Afganka z kotem na granicy jest przykładem międzygatunkowej rodziny uchodźczej, które w przyszłości prawdopodobnie będą pojawiać się coraz częściej. I nieważne jest, czy to pies czy kot; rasowy, czy nie. - Jeżeli ktoś decyduje się przebyć tyle kilometrów w tak trudnych okolicznościach ze swoim zwierzęciem to znaczy, że to zwierzę kocha i traktuje jak członka rodziny. Ma ze sobą zależną od siebie istotę, wobec której nie ma niestety środków prawnych zapewnienia jej ochrony - mówi adwokatka.
Sytuacja prawna uchodźczych zwierząt
I tu dochodzimy do kolejnego ważnego zagadnienia. Czy takie zwierzę legalnie można do Polski przywieźć? Jaka jest sytuacja kota Fijuza i innych czworonożnych istot, które w przyszłości znajdą się w podobnym położeniu? Niestety - mocno skomplikowana.
Mec. Kuszlewicz mówi wprost, że prawo zupełnie nie wychodzi naprzeciw takim sytuacjom, z jaką mamy obecnie do czynienia. Jak wyjaśnia, żeby legalnie przekroczyć granicę z kraju będącego poza Unią Europejską - zwierzę musi posiadać szereg dokumentów. Po pierwsze - zaświadczenie o ważnym szczepieniu przeciwko wściekliźnie. Po drugie - świadectwo zdrowia, czyli odpowiednik paszportu dla zwierząt obowiązującego między państwami UE, w którym znajduje się kilka formalnych informacji na temat zwierzęcia. Co ważne - dokument ten powinien być wystawiony przez urzędowego lekarza weterynarii z kraju swojego pochodzenia.
- W takiej sytuacji [w jakiej znajdują się uchodźcy - red.] jest jasne, że tego nie ma, bo ludzie uciekający przed konfliktem zbrojnym, którzy są w stanie zagrożenia życia, nie będą wyrabiać dokumentów wymaganych do podróży ze zwierzęciem towarzyszącym. Dlatego mówię, że nasze prawo nie wychodzi temu naprzeciw, bo nie mamy rozwiązań, które usprawniałyby to bądź mówiły, co zrobić, kiedy sytuacja jest nietypowa - wyjaśnia mec. Kuszlewicz.
Przekroczenie granicy bez wyżej wymienionych dokumentów jest, w świetle prawa, nielegalne. Można jednak obecność takiego zwierzęcia później starać się zalegalizować już w Polsce. Jak? Trzeba go poddać izolacji na czas załatwienia formalności i zabezpieczenia przed wścieklizną. W praktyce, jak mówi nasza rozmówczyni, trwać to może nawet ok 3 tygodni. Miejsce izolacji wyznaczają organy weterynaryjne. Nie ma więc żadnej gwarancji, że pies czy kot pozostanie ze swoim opiekunem. - Co ważne, taki proces odbywa się w całości na koszt właściciela - informuje Kuszlewicz.
- To pokazuje, że prawne regulacje przemieszczania się ze zwierzętami towarzyszącymi są napisane dla ludzi, którym jest w życiu wygodnie, tj. takich, którzy mogą na spokojnie zaplanować swoją podróż, zwykle wakacyjną. Tymczasem los rodzin międzygatunkowych uciekających przed niebezpieczeństwem i krzywdą nie jest w żaden sposób prawnie zaopiekowany. Teoretycznie powinni oni spełnić warunki takie, jakby jechali na urlop z psem czy kotem - przekonuje prawniczka.
Odwołując się znów do kota Fijuza i osób, które deklarowały przyjęcie go do domu na tzw. "tymczas", do chwili wyjaśnienia sprawy - jeżeli zwierzę nie ma ze sobą żadnych dokumentów, to w świetle prawa i urzędowych wymogów nie jest to możliwe. Nawet gdyby straż graniczna dopuszczała kogokolwiek do uchodźców, bo - jak wiadomo - sytuacja w Usnarzu wciąż jest dramatyczna. Grupa Afgańczyków otoczona jest szczelnym kordonem, nie mają dostępu do jedzenia, picia czy pomocy lekarskiej. Wydarzenia z granicy relacjonujemy na bieżąco na antenie TOK FM i w portalu.
Mec. Kuszlewicz zwraca uwagę na fakt, że o ile dzisiaj mamy do czynienia z jednym kotem, o tyle w przyszłości takich zwierząt pewnie pojawi się na granicy więcej. - I nawet jeśli nie teraz, w tym tragicznym konflikcie czy tragicznej sytuacji Afgańczyków i Afganek, to będzie nas dotykać w związku z różnymi ruchami migracyjnymi - przewiduje.
Zwierzęta - uchodźca? Nie ma takiego w świetle prawa. Jak pomóc?
Obecnie cały świat patrzy na dramat Afgańczyków i Afganek, których kraj został przejęty przez talibów i którzy za wszelką cenę próbują stamtąd uciec. A zwierzęta? Co z nimi?
Problem polega na tym, że - jak wyjaśnia mec. Kuszlewicz - prawo międzynarodowe, które reguluje sytuacje uchodźców (ludzi) w żadnym aspekcie nie odnosi się do humanitarnej ochrony zwierząt w sytuacjach kryzysów i konfliktów zbrojnych. Nie ma czegoś takiego jak zwierzęcy uchodźca. - Nie ma przewidzianych żadnych instrumentów, chociażby możliwości tworzenia pewnego rodzaju obozów "uchodźczych" [dla zwierząt - red.] w miejscach, w którym dzieje się konflikt lub gdzieś w pobliżu - tak jak odbywa się to w stosunku do ludzi ani procedur ewakuacji zwierząt - ofiar wojen czy innych katastrof. Te zwierzęta są porzucane, tracą swoje rodziny i nie ma dla nich po prostu nic. One systemowo są niewidzialne - stwierdza nasza rozmówczyni. I przyznaje wprost, że jako prawniczka "załamuje ręce", bo nie może świadczyć takiej pomocy zwierzętom, jaką jej koleżanki i koledzy prawnicy mogą starać się świadczyć ludziom.
Czy w takim wypadku coś w ogóle można zrobić, by jakoś te zwierzęta wesprzeć? Jak podaje nasza rozmówczyni, najwłaściwszym sposobem jest nagłaśnianie tego problemu oraz wspieranie miejscowych organizacji, które zajmują się pomocą na miejscu. W przypadku Afganistanu jedną z najbardziej znanych jest Kabul Small Animal Rescue - o jej wsparcie apelowała kilka dni temu dziennikarka Jagoda Grondecka.
- To jest oczywiście walka w wymiarze symbolicznym, bo pewnie większość z tych zwierząt tam po prostu zginie. Nie mamy szans uratować ich wszystkich, ale nawet częściowa pomoc w zabezpieczeniu ich, może ewakuacji, jest ważnym gestem zwrócenia uwagi międzynarodowej, że ofiarami konfliktów są również zwierzęta - podsumowuje Kuszlewicz.
Kabul Small Animal Rescue w mediach społecznościowych informuje, że pracuje nad planem ewakuacji swoich podopiecznych i nieustannie apeluje o wsparcie finansowe.
-
Ta zbrodnia doprowadziła do dymisji na szczycie władzy. Śmierć Jána Kuciaka i wyrok bez precedensu
-
Roksana bała się, że spotka ją to samo, co Dorotę z Nowego Targu. "W szpitalach leżą kobiety świadome, że grozi im śmierć"
-
Trzecia Droga zaprosiła na konsultacje PiS i Konfederację. Na opozycji wybuchła awantura
-
Młodzi nie chcą głosować "za Donaldem, Szymonem, Władysławem". "Oni nas potrzebują, a nie my ich"
-
"Kreml de la creme". Dlaczego Kaczyński i Glapiński powinni wytłumaczyć się z rosyjskich tropów?
- W Nowej Kachowce poziom wody opada. Miasto pozostaje bez prądu
- Minister Telus spotkał się w nocy z protestującymi rolnikami. "Prawie wszystkie postulaty, są realizowane"
- "5 tys. złotych wystarczy? A może to zbyt mała kwota?". Ile pieniędzy dają goście weselni?
- Coooo? Co pan właśnie powiedział? [614. Lista Przebojów TOK FM]
- Niezwykły przejaw metysażu kulturowego - drewniane synagogi "namioty"